Przepychanki na lewackich blogach przynoszą czasami nowe koncepcje. Ku mojemu zdziwieniu. Właśnie kilka minut temu doszedłem do poniższego sylogizmu:
Niezależnie od światopoglądu i niezależnie od tego, czy jesteśmy pro, czy contra, musimy przyjąć jedną z dwóch ewentualności: homoseksualizm jest ALBO wrodzony, ALBO nabyty.
Jeśli jest nabyty [np. w drodze wychowania, świadomego wyboru czy czegokolwiek innego], wówczas musimy założyć, że pewne środki są skuteczne w jego „promocji”. A ponieważ homoseksualizm jest de facto szkodliwy dla społeczeństwa [chociażby ze względu na jego implikacje demograficzne], to – przy całym szacunku dla homoseksualistów i wolności ich poglądów – działania mające na celu promocję czy jakiekolwiek wspieranie ideologii homoseksualistów są działaniem na szkodę społeczeństwa.
Jeśli natomiast uznamy, że homoseksualizm jest wrodzony, oznacza to dwie rzeczy, w zależności od stopnia zaangażowania emocjonalnego. Wariant pierwszy, zaangażowany bardziej, oznacza to, że jest on chorobą, którą należy leczyć. Wariant drugi, zaangażowany mniej, oznacza, że demonstracje w obronie wolności mają mniej więcej tyle sensu, ile sensu miałaby demonstracja gruźlików, publicznie kaszlących na każdego, na kogo się da. A dosadniej – że są [demonstracje] OKDP, gdyż przenoszą kwestie stricte zdrowotno – fizjologiczne na płaszczyznę ideologiczną.
Tertium non datur.