Program TVN na Święto Flagi.

Jakaś misterna nić w konstrukcji zdarzeń pękła. Brauzuję program TVN na piątek, a tam – ani słowa o specjalnym wydaniu okolicznościowego programu publicystycznego z udziałem pp. Wojewódzkiego i Raczkowskiego. OCB? Edit: mniejsza ocb, mam plan. Świętujmy wg priorytetów tak, żeby Polska stała się wreszcie wspólnym dobrem, jak chce tego premier Tusk. Nieliczne egzemplarze [w relacjach prasowych należy podkreślać słowo „nieliczne”!] prehistorycznego oszołomstwa, któremu przeszkadzał performance Raczkowskiego, niech świętują Święto Flagi – a pozbawiona hipokryzji i chorego zaślepienia część narodu niech święci sobie Święto Psiego G***a. I wszyscy powinni być zadowoleni.

jQuery.

Napisana pierwsza funkcja. Żadne tam hellołerlt, tylko Produkcyjne Pokazywanie Formularza Kontaktowego W Pewnym Serwisie Po Kliknięciu Odpowiedniego Linka [TM]. Pisanie funkcji zajęło mi może 5 minut, łącznie z czytaniem dokumentacji od zera. Odpluskwianie – pół godziny. Pół godziny na wertowanie dokumentacji biblioteki po to, żeby z nierządnicami na ustach stwierdzić po czasie, że winna niedziałania była… zła ścieżka do biblioteki podana w script. Tak po prostu. Ale zabawka fajna… choć na razie szerszego zastosowania dla niej w moich pomysłach nie widzę.

Ścinki.

Łonet donosi o „syndromie Nangar Khel” – żołnierze na misjach zaczynają się bać wyciągać broń. I nawet dzieląc to przez dwa [z poprawką na „GW”], dostajemy obraz armii, w której żołnierze w obawie przed procesem boją się wyciągać broń. Cóż, oszołomy i folklor polityczny wiedzieli o tym od dawna i tylko jaśnie oświeceni są jak zwykle w głębokim szoku. I oczywiście absolutnie i jak zwykle nie widzą związku pomiędzy fermentem medialnym, zgotowanym przez nich samych, a dalszym biegiem wydarzeń. Oczywiście nikt się nie poczuje, wszyscy na takie posądzenia się oburzą, itd., itp. Ochrzczę chyba tego joggera mianem „Raportu z oblężonego miasta”.

* * *

Zamiast roweru z dzieckiem – wspólne wysiadywanie na osiedlowej ławeczce i słuchanie po jednej słuchawce „Sarmatii”, sztafeta pokoleń być musi. Razem przesłuchaliśmy chyba tylko „Warchoła”, ale początek zrobiony. Przy okazji dziwna rzecz: dopiero na oggtwarzaczu, przy niezgorszych słuchawkach, płyta zaczyna wyrastać na giganta. Wcześniej owszem, ceniłem ją wysoko [najpierw WPZK, potem „Raj” i „Sarmatia” właśnie], ale ostatnimi czasy przebojem wdziera się u mnie na pierwsze miejsce – może dlatego, że ani „Raju”, ani „WPZK” nie mam zoggowanej. Gdyby ktoś w uznaniu moich zasług czy nieodpartego uroku osobistego chciał sprawić mi „Arkę Noego” czy inną kompilację, z góry ostrzegam, że będę wredny i nie odmówię.

* * *

Gai-jin idzie mi strrrrasznie topornie. W sumie nie wiem, dlaczego, proza z grubsza ta sama, co w Tai-panie, którego łyknąłem bez trudu i ze smakiem. A raczej wiem: wolnostrzelecka działalność i większa rzecz, którą kuźwa wypadałoby wreszcie skończyć [i którą – prawie – skończyłem, btw. credits to d4rky], pochłonęły mi skutecznie większość ostatnich wieczorów. Odkrywam koło i uroki rozdzielania czasu pracy i czasu prywatnego – mimo, że z początku taki mix wydawał mi się bardzo pociągający. Ale to jednak nie to. O półce pełnej nieprzeczytanych książek miałem nie pisać… i znów piszę. A jeszcze Ereszkigal donosi o pojawieniu się Toy Wars Ziemiańskiego. Po prostu czarna rozpacz.

* * *

Wymiękłem i zrezygnowałem z podmiany Ubuntu na Archa. Ale jeśli upgrade do 8.04 przejdzie krzywo, to nie daruję.

* * *

Zapomniałem się pochwalić. W czwartek byłem na wykładzie ks. prof. Hellera, laureata tegorocznej Nagrody Templetona. Wykład tyczył się w gruncie rzeczy empirii do Teorii Wielkiego Wybuchu i prawdę mówiąc leciutko rozczarował, no ale mechanika kwantowa mogłaby okazać się nieprzetrawialna dla licznie zgromadzonych teologów [nerwowy chichot na sali wywołał już sam widok rozwiniętego któregoś równania grawitacyjnego, a co myśleć o ewentualności omówienia tegoż]. Kiedy jednak znów siedziałem na auli pełnej studentów i wdychałem atmosferę jakże różną od tej przemysłowo – biznesowej, ze zdwojoną siłą powrócił dawno zarzucony projekt doktoratu z teorii chaosu. Promotor przy okazji magisterki ostrzegał mnie przed złożonością tematu i faktem, że literatura istniała wtedy [a może i teraz] w zasadzie tylko po rusku [fakt faktem, bracia Rosjanie na polu teorii chaosu mają wielkie osiągnięcia, nie tylko akademickie], no ale skoro teraz [przynajmniej w momencie tworzenia tego wpisu] jestem teoretycznie kowalem swojego losu, a i tłumacz z rosyjskiego by się już chyba bezproblemowo znalazł… może to znak z góry? Odłożone do podgrupy notek z kategorii „Kiedyś / może” – co z kolei przypomina mi o notce [czy raczej artykule] z GTD, który mam zamiar popełnić. Kiedyś / może.

Abo, SLD i RSS.

Dzisiejszy RSS z „Rz” zaatakował mnie fragmentem tytułu niusa: „Olejniczak: będzie projekt ws. odpisywania abo…” Bez specjalnego zdziwienia dokończyłem sobie w myślach: „Olejniczak: będzie projekt w sprawie odpisywania aborcji od podatku” i kliknąłem na niusa. Pomyliłem się w sumie niewiele, chodziło o odpisywanie od podatku – tyle, że abonamentu. Widać w programie lewicowym nie ma już takiego idiotyzmu, którego nie mógłbym wziąć na poważnie.

Piątek.

Koniec tygodnia to dobra pora na przewrócenie wszystkiego do góry nogami. A ja się waham. Odchamić się i iść na TPS – czy wykorzystać nadarzającą się okazję w postaci premiery Ubuntu 8.04 i postawić Archa? Seans TPS z pewnością zajmie mi mniej czasu i będzie mniej brzemienny w skutkach, ale jeszcze nie wiem. Być może z moich wielkich planów wyjdzie znów to, co wychodzi ostatnio i prozaicznie pójdę spać.