Ponad podziałami.

Nie kojarzę od dłuższego już czasu. Tego, no… chciałem powiedzieć, że nie kojarzę od dłużego już czasu przypadku, żeby jednym głosem mówiły PO i PiS, „Aborcza” i „Dziennik Polski”. A tu prosz – sprawa powołania na stanowisko krakowskiego ZIKiTu „człowieka dwunastu spraw” [sądowych, niezakończonych] zjednoczyła nasz CK Grajdołek, aże dziw bierze [#1, #2]. Ale u nas chodzi się z księżycem w butonierce, a u Was nie, ha!

Na brzegu rzeki Piedry usiadłem i paliwo lotnicze popijałem.

Z racji chwilowej niemożności accomplishmentu misji ambitniejszych, wykorzystałem weekendowy wypad w okolice Łącka do zaopatrzenia się w śliwowicę 70%. Pachnie cudownie, co potwierdza F., ale woltaż nieco wypalił nowicjuszowi gałki oczne, więc do powtórek zachęca raczej średnio. Do ukończenia tej części drzewka rozwoju postaci pozostały mi więc jeszcze tylko rakija, płyn do mycia szyb samochodowych i wspomniane paliwo lotnicze [bo absynt na płonącym cukrze też już zaliczony dawno temu, a jakże] i wreszcie będzie można zająć się czymś innym.

QOTD.

Myślałem, że zaraz mnie jakiś szlag trafi. Miałem odebrać koleżankę z Dworca Głównego, a tu zonk. Nie mogę nigdzie bliżej podjechać, wszędzie BORowiki i inna ABWehra. Jakieś 13-15 aut, wszystko cały czas pod gazem, na włączonych silnikach. Załogi wszędzie się porozłaziły, na peronach – czarno od czerni. Pani premier zechciała spospolitować się z ludem w pociągu z Sącza. Już taniej by nas to chyba wszystkich wyszło, gdyby przyjechała stamtąd jakimś jetem.

A mi przypomniał się któryś z odcinków „Rodziny zastępczej”, w którym Alutka strzeliła focha Jędruli o niekupienie jakiejś sukienki za pięć cyfr, a ten wyszedł z nerw i kazał jej utrzymać dom przez następny miesiąc za średnią krajową. Pod koniec miesiąca podliczone rachunki faktycznie zmieściły się w limicie… ale parę razy tyle wyniosły rachunki za taksówki. Bo przecież żeby zdążyć na te wszystkie promocje z jednego końca miasta na drugi to przecież nie mogłam korzystać z MPK, Jędrula…

Da się? Da się.

Arcyciekawy i arcyoptymistyczny tekst Steca [btw. taki ładunek optymizmu dla klinicznych antysemitów i zaścianka ojropy? Musi błąd Matriksa…] o zmianach w polskiej siatkówce, ale zmianach na poziomie niemalże fundametalnym. I tylko się zastanawiam, czemu nie ma tego [no, prawie – póki co, repra zdaje się przecież cokolwiek ostatnio pokazywać] w nożnej? O co chodzi? Chłopaków jest pewnie jeszcze większa masa, niż w siatkówce, pieniądze są, świadomość konieczności rozwoju jest, wzorce są… Czyżby deprawował brak bodźca i wygodna jak nieszczęście strefa komfortu dla działaczy i niechby nawet przeciętnych kopaczy? Piłkarski odpowiednik eksperymentu Calhouna?

Tłumaczyć wszystkiego większą popularnością nożnej – ergo większą konkurencją – chyba jednak nie wypada.

I tak nikt piłki lepiej nie pizga,
niż Fabian Drzyzga.

Ścinki karkonoskie.

Ogólnie – cudo. Nawet zważywszy na psią pogodę przez pierwsze dwa dni – mgła i niewiele więcej [dziecko spotkane na szlaku w tejże mgle było również, nie wiem tylko, czy pijane]. Na trzeci dzień – ja w dół [pękł mi odcisk na achillesie i zsiniał palec], oni w górę, a pogoda oczywiście prześliczna. Ale i tak się opaliłem, przynajmniej częściowo. I’ll be back.

* * *

Scenka rodzajowa po czeskiej stronie na Przełęczy Karkonoskiej. Dwa duże hotele. F. została na moment w lokalu. Dwieście metrów dalej – schronisko PTTK.
– Nie zostajemy tu – mówię do Q. – Idziemy do swoich.
– OK – odpowiada Q. Z głośników leci jodłująca Vondrackowa albo inny Jozin z Bazin, nie znam się.
– Ty, słuchaj – ciągnę. – Wyobrażasz sobie, żeby gdzieś u nas w takich okolicznościach przyrody leciała jakaś Sipińska albo inna Jantarowa?
– Nie bardzo, faktycznie. – F. wróciła, idziemy na polską stronę.
Schronisko PTTK przywitało nas jakimś anglojęzycznym scheissem z RMF; dobrze chociaż, że potem poszło AC/DC. W karcie, poza dwoma – trzema sikaczami, tylko czeskie piwo. Przez moment widziałem właściciela, jak wyrzekał w necie na „ten kraj”. Ale może mi się tylko zdawało.

* * *

Mówili, że to głupi pomysł, ale nie! Oczywiście, że muszę sprawdzić i tę cholerną naramienną torbę foto taszczyć przy boku. Nie żeby było jakoś arcyciężko, ale komfortowo też nieszczególnie. Wczoraj przejrzałem alternatywy. LowePro Rover Pro wygląda niezgorzej, ale brak separacji „komory foto” i „komory bagażowej” jakoś nie przekonuje, zresztą z tymi narwańcami nigdy nie miałbym czasu na dostęp do aparatu w takim systemie. Think Tank Rotation 180 wygląda dużo lepiej, ale z kolei nieszczególnie powala gabarytem komory bagażowej, no i jeszcze ta cena. Ech.

* * *

Malutka, możliwe, że niereprezentatywna próbka losowa – bardzo mili, spokojni ludzie; całkiem, jak w Bieszczadach. I tylko niepokoją pustostany w schroniskach i knajpach, choć otoh na Śnieżce ponoć ścisk taki, że gdyby nie pani Halinka, nie byłoby gdzie palca wcisnąć. No ale publika na Śnieżce to naprawdę niekoniecznie górołazy, wystarczy spojrzeć na obuw [szpilki też były, a jakże!]. Cała masa starych Czechów z plecakami; starych Polaków z plecakami nie odnotowano.

* * *

Oznaczenia szlaków robił jakiś pijany zając! Nie żebyśmy byli w jakiejś superkondycji, ale przejście trasy „teoretycznie” pięciogodzinnej w 9h to chyba jednak przesada. Wskaźnik na Słonecznik mówi „2km” [EDIT: a może 15 minut? Nie pamiętam…], szczyt zdobyty faktycznie po jakichś dwóch… ale godzinach. I tak dalej, i tym podobne.

* * *

Naruszałem, ubliżałem, naginałem, narażałem, lekceważyłem i wulgaryzowałem. Anonimowy homoseksualisto pasywny [płci obojga], uporczywe sto dwadzieścia kilometrów na godzinę to NIE JEST bardzo duża prędkość na autostradzie. A już na pewno nie jest to duża prędkość na lewym pasie.

* * *

Trzeba będzie wrócić.

Lucy i inni.

Z tego, co pamiętam, Lucy Linda skończyła filologię angielską i filozofię. Na studiach i po ich zakończeniu angażowała się przeciwko wojnie w Wietnamie, aktualnie działa na rzecz akcji przeciw globalnemu ociepleniu. Pozostała singielką i przez to może więcej czasu poświęcać akcjom mającym uczynić świat lepszym. Tajemnicą pozostaje jednak jej [„dokładny”] zawód, choć wiemy, że Lucy jest albo kasjerką bankową, albo kasjerką bankową o poglądach feministycznych. Jak myślicie, kim wobec tego jest [a raczej: może być] Lucy Linda?

Przeważająca część ankietowanych – w tym również statystycy i inni ludzie nauki, zaznajomieni z szeroko pojętymi metodami ilościowymi – odpowiada w tym momencie, że najprawdopodobniej kasjerką z poglądami feministycznymi [zagadkę najprawdopodobniej szpetnie spłaszczyłem i pomimo starań przedstawiłem zbyt tendencyjnie, ale główny wybór do tego się sprowadza]. Jeśli uważacie tak samo… cóż, ten przebiegły Żyd zrobił Was w jajko moją notką jeszcze przed przeczytaniem książki. Na pocieszenie pozostaje tylko świadomość, że nie tylko Was i nie tylko ten jeden raz. W tym momencie bowiem w miejsce zdrowego rozsądku zadziałał mechanizm lepszego dopasowania, opisywany w książce jako „istnieje tylko to, co widzisz”. Kasjerki – feministki stanowią PODZBIÓR wszystkich kasjerek, niemożliwym zatem jest, aby przynależność losowego elementu do podzbioru była bardziej prawdopodobna, niż do zbioru nadrzędnego. Po fakcie każdy jest mundry, prawda? I tak przez jakieś sześćset stron, lasciate ogni speranza. Czytasz zagadkę, odpowiadasz na zagadkę i po raz pięćsetny okazuje się, że jesteś durniem.

W pewnym momencie zacząłem odpowiadać dokładnie na odwrót, niż dyktował mi to zdrowy rozsądek. Skuteczność zaczęła się poprawiać, jednak jakoś nie czuję się z tego powodu specjalnie bardziej uświadomiony. Przykład za przykładem, kartka za kartką Kahneman-noblista kruszy rzekomą racjonalność naszych decyzji, poglądów i wyobrażeń. Prawda jest kwestią formy, kontekstu i kadrowania rzeczywistości. Dwoma zdaniami można zapędzić w kozi róg nawet najbardziej zapalonego lewaka [choć uczciwie mówiąc to tylko zapewne kwestia przykładu…] W zakładach losowych bywasz nieracjonalny, w życiu codziennym Twój wybór może zostać zdeterminowany przez kolejność przymiotników w komunikacie, opinia o jakości życia – przez doświadczenia paru ostatnich dni, a teoria o racjonalności działania uczestników rynku to bujda. Jeśli ktoś będzie chciał sprzedać Ci jakąś „ochronę”, wspomni o tysiącu ofiar, a jeśli będzie chciał Cię od tego odwieść, opowie o znikomym prawdopodobieństwie wystąpienia nieszczęśliwego zdarzenia, oscylującym dokoła 0.03%, a Ty nie zastanowisz się nawet nad tym, że to przecież to samo, tylko kupisz formę komunikatu. Prawie na każdej stronie Kahneman wytknie Ci jakiś „fallacy” albo inny bias. Dostanie się rodzicom, początkującym inwestorom, lekarzom, politykom, dyrektorom, narzeczonym, małżonkom, psychologom i wszystkim innym.

Jeśli kogoś nie wymieniłem, to tylko dlatego, że dopiero zbliżam się do końca książki. Być może to już niestety SKS, być może prozaiczne zarobienie, ale książka jest [przynajmniej dla mnie] lekturą ultraciężką, choć oczywiście arcywartościową. Nie kojarzę aktualnie lektury, która w takim stopniu wysadziłaby podstawy, na których dumnie opiera[łe]m swój światopogląd; dawno temu w relatywnie wąskim aspekcie zrobił to jedynie Kiyosaki w „Bogatym ojcu”. Kahnemana czytam od bodaj półtora miesiąca, bo stężenie faktów i zwięzłość wywodu każe skupić się nad lekturą dużo bardziej, niż nawet przy typowym podręczniku akademickim.

Drugim większym zarzutem, jaki mogę mieć względem książki, jest całkowite [wg stanu na 80% przeczytanej książki] ignorowanie roli płci w procesach decyzyjnych. Nie ma możliwości, żebym uwierzył w to, że na – tak przecież pobieżne i zafałszowane, co wykazuje Kahneman – myślenie i procesy decyzyjne nie ma wpływu „płeć mózgu”. Przekornie nie chcę przez to absolutnie stwierdzić, że my, faceci, myślimy dobrze, a panie niekoniecznie [w kontekście tej książki byłaby to zresztą teza samobójcza…], ale z drugiej strony nikt nie wmówi mi, że te wszystkie błędne heurystyki, afekty, perspektywy, srututucje i wilkołacje, którymi karmi nas autor, pozostają jednakowe dla obu płci, przy w zasadzie dowolności całej reszty. Wygląda mi to na poważny ukłon w stronę politpoprawności, ale w kontekście całości wybaczamy ten feler. Nauczyłem się już jak widać szeroko kadrować, panie Kahneman, ha!

Trzeci zarzut, kalibru zdecydowanie mniejszego, to okazyjne wrzutki niczym nie popartych tez oraz ich wątpliwe w niektórych przypadkach uzasadnienie empiryczne. Ale być może to niestaranność autora-dokumentalisty, a nie autora-badacza, więc ten aspekt można sobie darować.

Wniosków w zasadzie brak. „Brak” – bo ciężko wnioskować, gdy wali się w gruzy nawet nie światopogląd, ile wręcz system aksjomatów, na których ten czy inny światopogląd został zbudowany; uczucie nieszczególnie przyjemne. „W zasadzie” – bo przecież do końca nie wypada się poddać, prawda?

Choć autor nie sugeruje nawet tego nigdzie – w ogóle książka, pomimo szpil pod adresem decydentów, w zasadzie jest całkowicie apolityczna, co podkreślam szczególnie dla moich tutejszych PT Oponentów, zachęcając ich również do lektury – moim osobistym, bardzo subiektywnym wnioskiem jest pochwała państwa minimum. Z przyczyn naprawdę czysto technicznych, wśród których często JEDYNĄ racją danego wydatku może być forma jego przedstawienia przez zręcznego lobbystę czy takiegoż polityka. Słaby argument, jak na wydatkowanie publicznych pieniędzy.

Pułapki myślenia. O myśleniu szybkim i wolnym” należy przeczytać bezwzględnie. Po drodze może być ciężko, ale prawda* Was wyzwoli.

* [prawda będąca oczywiście kwestią formy]

Z cyklu „po fakcie to każden mundry”.

Oczywiście dowodów nie mam; jakoś nigdy nie uznałem tego za warte wpisu. Ale szczerze mówiąc od dłuższego czasu dziwiły mnie te wszystkie kolejne, radosne komunikaty o kolejnej „likwidacji siatki pedofilów internetowych”. No bo do kroćset – pewnie, że tacy się zdarzają, ale mimo wszystko te wszystkie „siatki” [wykryte! a ile – w domyśle – niewykrytych!] śmierdziały mi prowokacją na kilometr. Czysto zdroworozsądkowo dziwi[ła] nadreprezentacja pedofilów. Po prostu.

Niebezpiecznik [a w ślad za nim pitupitu] donosi o włamie na Hacking Team, włoską firmę tworzącą oprogramowanie szpiegujące. I wyszło, że soft zakupiło m.in. nasze CBA. A razem z fakturami wyszły również źródła, a z nimi takie kwiatki, jak poniżej:

path=hash[:path] || ["c:\\Utenti\\pippo\\pedoporno.mpg", "C:\\Utenti\\pluto\\Documenti\\childporn.avi" ...

Zamiast komentarza własnego – pożyczony, z pitupitu:

„childporn.avi” – plik znajduje się pewnie obok folderu „Tajne plany ataku terrorystycznego”.

A tak na marginesie: wróbelki ćwierkają, że podobną funkcję, co [zapewne] powyższe, pełni u nas ustawa o praniu pieniędzy i przeciwdziałaniu terroryzmowi – jedyny paragraf, z którego można oskarżyć statystycznego na gruncie karnym. Ale aż tak się nie znam.

Z wieczornej prasóweczki.

– Jakie są pańskie silne strony?
– Pewność siebie, granicząca z agresywnością, umiejętność kontrolowania sytuacji…
– Nie o to pytałem.
– Zamknij się i słuchaj dalej.

* * *

– Jak znieważyć ginekologa bez użycia wulgaryzmów?
– Powiedzieć mu: „Idź pracować!”.

* * *

Przerwa na reklamę:
Bankructwo Grecji – projekt współfinansowany ze środków Unii Europejskiej.

* * *

W związku z legalizacją homomałżeństw w USA MSZ Rosji nie będzie już więcej używać pojęcia „nasi amerykańscy partnerzy”.

* * *

W Atenach pojawili się uprzejmi żołnierze bez oznak przynależności państwowej, posługujący się językiem niemieckim. MFW wyjaśnił, że to miejscowi zwolennicy eurointegracji.

* * *

Każdy basista pragnie wiedzieć, po co są jeszcze dwie struny.