Byłem w Iraku od dwóch miesięcy, kiedy usłyszałem o pewnym oficerze, prowadzącym przygotowany naprędce program modyfikacji nawyków w Kufie, małym mieście znajdującym się dziewięćdziesiąt mil na południe od stolicy. Był majorem w armii, przeanalizował nagrania video z niedawnych zamieszek i zidentyfikował wzorzec: przemoc zazwyczaj poprzedzał następujący scenariusz: na jakimś placu czy innej otwartej przestrzeni zbierał się tłum Irakijczyków, który w ciągu kolejnych godzin robił się coraz większy. Pojawiali się sprzedawcy jedzenia, podobnie jak widzowie. Potem ktoś rzucał kamień czy butelkę i rozpętywało się piekło.
Kiedy major spotkał się z zarządcą Kufy, wyraził nieco dziwaczne życzenie: czy można zakazać sprzedawcom żywności pojawiania się na placach? Jasne, powiedział zarządca. Kilka tygodni później niedaleko Masjid al-Kufa, głównego meczetu w mieście, zebrał się niewielki tłumek. W ciągu popołudnia się rozrastał. Niektórzy ludzie zaczęli intonować gniewne hasła. Iracka policja, wyczuwając zbliżające się kłopoty, skontaktowała się drogą radiową z bazą wojskową i poprosiła amerykańskie wojsko o wsparcie. O zmierzchu tłum się zmęczył i mocno zgłodniał. Ludzie zaczęli rozglądać się za sprzedawcami kebabów, którzy zazwyczaj licznie pojawiali się na placach, ale nikogo nie udało się znaleźć. Widzowie sobie poszli. Śpiewający hasła ulegli zniechęceniu. O ósmej wieczorem na placu nie było już nikogo. (…)
W pewnym sensie – powiedział [major – przyp. t.] – społeczność jest gigantycznym zbiorem nawyków, występujących u tysięcy ludzi, które w zależności od wpływów, jakimi są poddawane, mogą prowadzić do pokoju lub przemocy. Oprócz usunięcia sprzedawców jedzenia z placów major wprowadził w życie dziesiątki różnych eksperymentów, których celem było kształtowanie nawyków mieszkańców Kufy. Od jego przyjazdu nie było tam zamieszek.
David Allen i jego klasyka [oraz późniejsze „Życie i praca”, choć to w drugiej kolejności] zmienił całkowicie mój sposób funkcjonowania w życiu – jakkolwiek moje używanie GTD pozostawia wiele do życzenia, to jednak nie wyobrażam sobie, żebym przy aktualnej ilości obowiązków i rzeczy do ogarnięcia mógł powrócić do „klasycznego” zarządzania zadaniami. Albo i odwrotnie – gdybym w jakimś tam stopniu nie opanował był GTD, nie mógłbym panować [albo uspokajać samego siebie, że panuję] nad trzecią częścią spraw, które przetaczają się codziennie dokoła mnie.
Kiyosakiego „Bogaty ojciec, biedny ojciec” przeorał gruntownie moje myślenie dotyczące bardzo ogólnie pojętego pieniądza i rozumienia go. Nie odbierałem i nie odbieram tej książki – jak czyni to wielu – jako „gotowca” na robienie pieniędzy, dzięki czemu też omija mnie rozczarowanie, towarzyszące uczuciu, że gotowych recept nie można tam jednak znaleźć. Nie ruszają mnie też szczerze mówiąc zarzuty hejterów o faktycznych czy wyimaginowanych oszustwach tegoż – z powodu wcześniejszego; kwestia implementacji jego zasad – szczególnie w Polsce, z całkowicie innym systemem prawnym choćby – jest niejako ortogonalna wobec surowej koncepcji. „Bogatego ojca” uważałem i nadal uważam za świetny podręcznik podstaw myślenia o pieniądzu, rodzaj wykładu „filozofii pieniądza”, którą można odbierać intuicyjnie i od narodzin, a której można się również nauczyć, ale bez zrozumienia której ciężko raczej zabierać się do robienia pieniądza w inny sposób, niż tylko comiesięczne odbieranie wypłaty. A potem przyszły „Bezpieczne strategie inwestycyjne” Van Tharpa, parę innych i cała masa nieprzeczytanych jeszcze, piętrzących się na półce. Ale to zupełnie inny temat.
Wygląda na to, że reklamowana ostatnio dość mocno i świeżo przeczytana „Siła nawyku” Charlesa Duhigga przebojem wskoczyła do pierwszej trójki najważniejszych książek, które zmieniły moje myślenie o „mechanice życia” w ciągu ostatnich dziesięciu lat, albo i w ogóle. Rozkładając na czynniki pierwsze fizjologię i mechanikę tworzenia się i utrwalania nawyku, Duhigg opisuje niezliczoną ilość przypadków, w których ukazuje nasze nawyki jako procesy do bólu mechaniczne [dużo bardziej, niż wyprowadzone z powierzchownego rozumienia ich istoty]. I to jest zła wiadomość; wg niego i cytowanych autorów nawyki odpowiadają za grubo ponad połowę naszych zachowań i że tylko wydaje się nam, że mamy nad sobą jakąś kontrolę [aczkolwiek stawiane pod koniec pytanie, na ile osoba całkowicie w szponach nawyku, podsycanego dodatkowo przez sprzedawców, odpowiada za swoje postępowanie i gdzie leży granica owej odpowiedzialności, szczególnie w zestawieniu np. z mordercą – lunatykiem, również działającym na podstawie odruchów, wydaje mi się mocno przesadzone]. Ale jest oczywiście dobra wiadomość – niemal wszystkie nawyki można zanalizować, rozłożyć na czynniki pierwsze i wymienić części składowe odpowiednio do swoich potrzeb i oczekiwań. Porażające odkrycie, naprawdę. Jeśli ktoś zrozumiał to jako „zachwyt nad tym, że ludzie mogą się zmienić, wielkie mi halo”… nie zrozumiał niczego. Albo ja piszę niejasno, czego też nie wykluczam…
Książka operuje w zasadzie wyłącznie na przykładach, pokazując w zasadzie wiodącą w naszym postępowaniu rolę czegoś, co na ogół pojmujemy w najlepszym razie tylko jako bałaganiarstwo naszych dzieci czy poranną kawusię po przyjściu do pracy. Autor pokazuje, że owa mechanika zmiany nawyku [rozumiana bądź tylko przypadkowa] leży za niemal wszystkimi zmianami społecznymi, czyt. obrywa się wszystkim po równo – od marszu homoideologii czy równości rasowej w usiech, na rozroście parafii i sukcesie apostolstwa kończąc.
I jak zwykle w takich przypadkach, wobec takich książek można przybrać dwa stanowiska. Można uprawiać podśmiechujki o naukowości tego typu pozycji [co w tym przypadku wydaje się być raczej sportem ekstremalnym – sama sucha bibliografia, o opisie przypadków nie mówiąc, to bez mała kilkadziesiąt stron…], ciesząc się z ludzi, którzy w nie wierzą. Można również próbować wyciągnąć coś z pożytkiem dla siebie, zagłębiając się w lekturze – choć opisany mechanizm nawyku jest w sumie bardzo prosty, to jednak zmiana nawyku jest zadaniem stokroć trudniejszym, niż np. spisanie listy spraw przychodzących u Allena. Spróbować jednak należy, bo wartość oczekiwana wydaje się być gigantyczna, nawet w porównaniu z implementacją GTD.
Można przyjąć dwa nastawienia, ale przeczytać należy. Pozycja obowiązkowa, polecam. I lecę się zastanawiać naukowo nad swoim życiem…