Niezapowiadany koniec świata, czyli król jest Nagy.

Nic nie robi lepiej na poranne dobudzenie, niż poranne wywrócenie obrazu świata do góry nogami. Na Węgrzech socjaliści przyznają się, że spieprzyli sprawę. Ale jaja!

Protesty zaczęły się po ujawnieniu wypowiedzi premiera, w której przyznał, że rząd nie ma żadnych osiągnięć i oszukiwał społeczeństwo przed kwietniowymi wyborami.

Wypowiedź premiera Gyurcsany’ego, która doprowadziła do ulicznych protestów, nadało publiczne radio. Padła ona podczas majowej dyskusji za zamkniętymi drzwiami, w której uczestniczył szef rządu i deputowani z jego partii. Powiedział on wówczas, że przez ostatnie półtora roku – dwa lata wyłącznie kłamał na temat osiągnięć rządu.

„Kłamaliśmy przez ostatnie półtora roku (…) Nie znajdziecie ani jednego znaczącego posunięcia rządu, z którego moglibyśmy być dumni. Kłamaliśmy rano i wieczorem (…) Nie mieliśmy wyboru, bo spieprzyliśmy gospodarkę, i to nie tylko trochę, ale bardzo” – tłumaczył premier partyjnym kolegom. [cyt. za Onetem]

I smutne w tym wszystkim jest tylko to, że ludziom potrzebna jest dopiero werbalna deklaracja, że ktoś coś spieprzył, bo sam mesydż – socjaliści doprowadzajacy gospodarkę do ruiny – nie jest niczym nowym. Dość czytelny sygnał dla elyt, obawiam się. Póki nie przyznasz się, a ktoś nie wyciągnie taśmy, wystarczy kłamać w myśl zasady znanej z Młodych wilków: Jeśli złapią cię za rękę, krzycz, że to nie twoja ręka. Uda się, nie tylko w polityce.

* * *

Żeby dopełnić padaki, na Onecie konkurs na limeryk polityczny. Do wygrania – wycieczka po Sejmie z Joanną Senyszyn. Czy tego typu imprezy nie podpadają przypadkiem pod szykanowanie artystów?

Ścinki niedzielne

Obejrzane; Sin City. RE-WE-LAC-JA! Dziecięco – młodzieżowe atawizmy tkwią we mnie najwyraźniej jeszcze bardzo mocno, skoro to druga ekranizacja komiksu obejrzana w niedługim czasie [po Hellboyu], a jednocześnie drugi fillm, który tak strasznie mi się podobał. A że to przejaw niskiej kultury popularnej? So what? Dla równowagi z Czajną i Clerem wykończyliśmy ostatnio butelkę Metaksy, więc chyba nie jest jeszcze ze mną tak źle. A w filmie najładniejsza plastyka, zubożenie kolorów, stylistyka komiksowa i kolorowanie detali.

* * *

Z rozpaczliwej chęci uporządkowania mojej stajni Augiasza pn. kolekcja empeczy daounloudnąłem EasyTAGa. Jak dla mnie bomba i tylko żal, że niemal każda sesja kończy się wywałką. Nic to, przeżyję. Albo se Gentto postawię.

* * *

Przy wczorajszej próbie podwieszenia pseudopawlaczy – zdezerterowałem i zadzwoniłem do szwagra. Nie znam się na mocowaniach, a podwieszenie kilkudziesięciu kilo na niewiadomoczym to sport jednak odrobinę ekstremalny. Planów budynku oczywiście brak.

Idzie jeż, idzie jeż, może ciebie pokłuć też.

U Pratchetta stoi jak wół, że tylko jeża przelecieć się nie da, a tu – zonk. Gery podają, że jeden Serb spróbował. Dało się, chociaż nie bez ofiar, pan wylądował w szpitalu, jeż ocalał. Wiadomość za joggiem stiwiego.

btw. Pierwszy link zawiera chyba wszystkie możliwe i niemożliwe zwrotki tej piosenki, większość nie ma nic wspólnego z Pratchettem, ale i tak zdecydowanie wymiatają.

FIFO, czyli „Nie mam żalu do nikogo, jeno do siebie, niebogo”.

Znów Interia. Za Michalkiewicza przyszła Hanna Samson. Pierwszy felieton strasznie gorący jakiś taki, pani Samson niby chce wyrzucić z siebie całą złość świata, a wychodzi… wychodzi niewiadomoco. Gniot. I bynajmniej naprawdę nie uważam tak z powodu odmiennego zdania, tylko tego po prostu nie da się czytać. No ale skoro Interia reklamuje autorkę jako autorkę pierwszej polskiej powieści pornograficznej, to nie ma się co dziwić.

Kolczyki z mamusi, kolia z babuni, drink z wujka.

Interia donosi, że wyrób diamentów z prochów zmarłych zaczyna cieszyć się w Polsce coraz większym powodzeniem.

Swego czasu głośno było o rodzinie, która w czasach realsocu dostała w paczce ze Stanów jakieś nieopisane lekarstwo we fiolce, które oczywiście natychmiast spożytkowano… a z listu przewodniego, który dziwnym trafem doszedł później, dowiedziała się po fakcie, że wypili swoją skremowaną ciotkę. Ladies and gentlemen, bottoms up!