Niedzielny wieczór. I wszystko jasne.
Na Kazie ściągam sobie właśnie „Kiedy powiem sobie dość” O.N.A. Puszczę to jutro w mojej pracy, w końcu do oficjalnego końca mojej kariery tamże jeszcze tylko 3 dni…
Na konto tego weekendu należy zaliczyć przynajmniej jedną dużą rzecz: wreszcie skończyłem swoją nową stronę – napiszcie, co o niej sądzicie [nieprzepuszczona jeszcze przez walidatory, więc pewnie jakieś niepozamykane paragrafy – lub czasopisma – jeszcze się zdarzą].
Dzwoniłem do Wojtka… Przyjaciel ze studiów, ostatnio przygaszony jakiś, jakieś sprawy nie na telefon… Źle się dzieje. Trzeba wreszcie przetestować Dziecko pod kątem zdolności pakowalniczych do środków komunikacji długodystansowej [dziesięciomiesięczne dziecko w autobusie dalekobieżnym to jednak wielka niewiadoma…] i pojechać do Łańcuta. Wszyscy marzymy już o wyrwaniu się z naszego blokowiska…