Jak nie należy robić promocji.

  1. Zatrudniamy się jako marketingowiec u producenta napoju energicznego Tiger [który notabene bardzo lubię].
  2. Zlecamy stworzenie strony kampanijnej powerisback.com.
  3. …przy oglądaniu której zmuszamy użytkowników nieprawomyślnie skonfigurowanych przeglądarek do pobrania instrukcji skonfigurowania przeglądarki [sic!], z braku możliwości otwarcia nowego okna [gdzie imho nie widzę konieczności…] zapętlając prezentację. Swoją drogą, w instrukcji jest tylko IE i Fx. Który tu narzekał na strony _optymalizowane_ ongiś tylko pod ie, lousy rednecks, e?
  4. Promocja polega na zesemesowaniu lub wpisaniu w formularzu [razem z nrem kontaktowym] kodu z puszki.
  5. … więc żeby nie było za łatwo, na puszce nie dajemy ani słowa o konieczności wklepania kodu [OD BIEDY jeszcze to rozumiem, może to autonomiczne badanie efektywności spotów TV? – ale za to na puszce jest odnośnik do www, co sugerowałoby raczej chęć badania skłonności do włażenia na stronę za podszeptem napisu na puszce :D], ale za to dajemy DWA kody, jeden pod drugim.
  6. … z których użytkownik może wpisać dowolny. Jeden jest za długi, a drugi błędny. Podejrzewam, że wprowadził go pracownik hurtowni, skuszony wizją pobytu w stacji NASA, gdyż kod nie jest niczym zabezpieczony i wklepać go może każde ogniwo dystrybucji.
  7. … no i nie zaprzątujemy sobie łba jakimkolwiek usability info na stronie, ograniczając się do komunikatów walidacyjnych typu „Nr telefonu powinien zaczynać się zerem” [or sth – jakby nie można tego było wrzucić nad polem formularza], czy doprowadzając userów do migreny komunikatami o niezwalidowaniu podanego kodu.
  8. Czyliż muszę dodawać jeszcze, że wszystko zostało zrobione we wyłącznie we flashu, a z ficzerów stricte flashowych nie jest wykorzystywany żaden, którego nie dałoby się zrobić normalną technologią?

Bez wątpienia dział marketingu i agencje kreatywne ostro się przy tej akcji napracowały. Oczywiście szanujemy ich.

Jesteśmy wszak pośrednikami między zamiarem a stworzeniem, umożliwiamy czyn podjęty.

Podczas załatwiania czegośtam zerkam na porozwalane tu i ówdzie – a szczególnie ówdzie – papiery. A mam coś takiego, że jak na czymś zaczepię oko, to nie ma zmiłuj, tylko biorę i czytam. A jeśli nie mogę wziąć, to przynajmniej czytam.

Decyzja o przyznaniu limitu overdraf. Blablablabla. Blablabla bla bla bla. Blabla bla bla. Informujemy, że decyzją czyjąśtam został panu przyznany limit overdraf. Podpisano: prawa ręka dyrektora oddziału blablabla.

Zaprawdę powiadam Wam, w kontekście takich kwiatków żal wobec banku, że wskutek własnego niechlujstwa [bo zakładam u niego dobrą wolę] orżnął nas na 2.5k, jest doprawdy godną pogardy małostkowością. O tempora, o mores, o k***a, jak mawiali starożytni usenetowcy.

Każdy ma swoją historyjkę…

W nawiązaniu do dwóch wątków u Cichego. Mailem przyszło.

Było sobie małżeństwo. On zarabiał bardzo dużo – ona nic, siedząc w domu i niańcząc piątkę ich dzieci. Lata mijały, aż tu nagle okazało się, że on znalazł sobie nową i oczywiście dużo młodszą oną. Rozwód i te rzeczy, starsza ona została bez majątku [intercyza? or sth], poszła sprawa o alimenty. On poszedł do Pana Od Myków. Pan Od Myków zrobił parę myków i nagle okazało się, że były to by chętnie coś odpalił byłej z wynagrodzenia, ale się nie da. Bo myk. Tak więc żona przez Pana Od Myków pozostała z gromadką dzieci i bez grosza, a mąż odjechał w stronę zachodzącego słońca ze świeżutką panią materacyk.

Ciekawe, czy doczekam się zalewu stanowczych wpisów twardo stojących – jak poprzednio – na stanowisku, że Pan Od Myków nie powinien mieć prawa do odmowy zajmowania się takimi zleceniami, nawet jeśli o kliencie ma takie zdanie, jakie po moim tendencyjnym przedstawieniu sprawy ma chyba każde z nas.

Anatomia procesów myślowych na przykładzie żłobków.

Jakie mogą być ludzkie reakcje po przeczytaniu artykułu [wczorajszy „Dziennik Polski”], zawierającego m.in. takie passusy, jak poniżej?

W Małopolsce jest 26 samorządowych żłobków, z czego aż 22 działają w Krakowie. Chcąc więc zapisać dziecko do takiego żłobka, trzeba ustawić się w długiej kolejce i uzbroić w cierpliwość. – U nas czeka się zwykle rok, a na jedno miejsce mamy na ogół dwóch, a nawet trzech chętnych – mówi Anita Kura, kierowniczka Żłobka nr 22. (…) Ich kierownicy zgodnie podkreślają, że normą stało się rezerwowanie miejsc w żłobkach dla dzieci, które właśnie się urodziły.

Demokratyczny wyborca myśli sobie w tym momencie tak: oj, niedobrze się dzieje, trzeba koniecznie coś z tym zrobić? Co na to władzuchna, czemu nic nie robi, niech mi da pieniądze, niech mnie przyozdobi! [Kto skojarzy źródło, niech się cieszy.] Dlaczego rząd nie dba o moje dzieci, to niedopuszczalne!

I rząd, idąc za głosem ludu, który wszak władzą najwyższą jest, wyciąga pomocną dłoń.

Problemem braku miejsc w placówkach dla najmłodszych dzieciaków, który dotyczy niemal wszystkich gmin w Polsce, zainteresowało się Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej. Minister Jolanta Fedak chce, na wzór Orlików, uruchomić rządowy program „Żłobek w każdej gminie”. Część pieniędzy na budowę dawałyby samorządy, a część państwo. (…)

Hurra! – myśli natenczas wyborca demokratyczny. Rząd zajął się moim problemem i coś w tej kwestii zrobi! W następnych wyborach znów zagłosuję na PO / PiS / SLD! [niepotrzebne skreślić, właściwe otoczyć obwódką]

A jednostka wredna, aspołeczna, perfidna, nieufna, a co gorsza antysystemowa [jak np. ja], myśli tak: Chwila, moment! Skoro jest popyt, to w normalnej gospodarce powinna być podaż! Jeśli przy takim popycie interweniuje rząd, w tle musi czaić się jakaś socjalistyczna regulacja uniemożliwiająca rozwiązanie tego w sposób normalny, bez niczyjej pomocy! Tu MUSI być jakiś hak!

I jednostka wredna, aspołeczna, itp. czyta więc dalej:

Teraz żłobki są zakładami opieki zdrowotnej, co skutecznie utrudnia, a więc uniemożliwia powstawanie nowych placówek. By je założyć, trzeba spełnić bardzo restrykcyjne wymogi sanitarne. M.in. Właśnie dlatego w Małopolsce od 10 lat nie powstał ani jeden żłobek. Jak grzyby po deszczu wyrastają za to prywatne placówki, które działają identycznie jak żłobki, jednak nazywają się inaczej (…) W ten sposób ich właściciele obchodzą restrykcyjne przepisy.

Przepisy – baczność! – LIBERALIZUJĄCE tworzenie żłobków – spocznij! – mają wejść za rok.