The Zodorant

Buszując w tescowym zbożu kosmetyków natrafiłem na dezodorant męski.
Dezodorant nazywa się…

baczność!

HACKER.log

Spocznij.
Przedstawiony jest na nim koleś a’la Neo, ze stanowiącymi tło cyferkami a’la cycata blondynka [w formacie JPG, rzecz jasna].

Nie dość tego. Ów specyfik jako pierwszy składnik zawiera

baczność!

Alcohol Denat.

Spocznij.
I może w nazwie składnika jest gdzieś kropka, ale nie zauwazyłem.. Do nabycia w ekskluzywnych drogeriach Tesco za jedyne 4.99 zł.

Ścinki nocne.

Zlot się rozleciał, z mojego zaproszenia do auta nie skorzystał nikt, więc w ramach substytutu wziąłem gdzieś spod Rabki na stopa parkę wracającą z Albanii i Macedonii. Muły bagienne nie zamieniłyby ze mną ani słowa, gdybym dziewuchy nie ciągnął za język. I bądź tu człowieku uczynny, to nawet relacji z ciepłego kraju w podzięce się nie doczekasz. Ech.

* * *

O zlocie innym razem [może], ale konieczne nadmienienia jest to, że dziecko niemalże bez naszej pomocy wdrapało się na Sokolicę, budząc tym niekłamany zachwyt wśród drapaczy i nas. A swoją drogą w Pieninach rozpleniła się jakaś dzicz, na moje powitania nie odpowiadał pies z kulawą nogą, a pozdrawiane laski patrzyły się na mnie, jak na niewczesnego podrywacza. Hunowie, nie turyści.

* * *

O ile w Pieninach tłok jak nie wiem, o tyle w Bukowinie, gdzie zawiozlem Panie po zlocie – pustki. Dziwne.

* * *

Fabryczne maile nawet jeśli nie napawają optymizmem, to przynajmniej pozwalają jutro iść do roboty bez wszechogarniającego uczucia paniki. W kompie domowym – odchwaszczanie starego maila, zakładanie nowego, czynności administracyjne, konfiguracja, srututucja, wilkołacja. I tak zszedł mi cały wieczór niedzielny. Będzie naprawdę bardzo dobrze, jeśli przeżyję sierpień.

Tłuczone i w mundurkach.

Socjaliści pobożni w osobie Giertycha, Romana znów rozgrywają mecz z socjalistami bezbożnymi, reprezentowanymi przez wolnościowców spod znaku SLD i agnostyków spod znaku czwartej klasy szkoły podstawowej (bez promocji z matematyki). Idzie na przykład o mundurki, których noszenie może zarządzić dyrektor szkoły. Powtarzamy: których noszenie może zarządzić dyrektor szkoły. Powtarzamy: których noszenie może zarządzić dyrektor szkoły. Eeee… i tak nie dotarło.

Nie sposób nie przyznać racji, chociażby w kwestii rozróżnienia swój – obcy. Pewnie, że jak ktoś zechce, to wejdzie. Ale – nomen omen – na wejściu będzie trudniej.

Oczywizda, noszenia mundurka czy tarczy nie lubi nikt, za moich czasów licealnych na kanwie dawania odporu powstał cały sympatyczny skądinąd social movement, choć – trzeba przyznać – do moich czasów dotrwał tylko przymus noszenia tarcz, traktowany przez nas sikiem prostym, a przez prostodusznego, acz deczko naiwnego Dyrektora – jako zaszczyt, którego tępymi licealnymi łbami nie byliśmy w stanie pojąć. Tylko że nikt nie gardłował z tego powodu za odejściem – IIRC – Strzembosza.

A poza tym – wzdech. Rady rodziców mają być. Doradzać w wyborze, opiniować i takie tam. Socjalizm pobożny w rozkroku, próbując zjeść ciastko edukacji państwowej przy jednoczesnym upodmiotowieniu – za przeproszeniem – oświaty. Nihil novi sub sole. Musi zmienić się wszystko, żeby nie zmieniło się nic.

Jaskółeczka.

Interia podaje, że będą ułatwienia dla pracowników ze Wschodu, chcących pracować w polskim rolnictwie.

I bardzo dobrze. Oczywiście, jest kilka „ale”. Po pierwsze, socjalizm prędzej woli po kapitalistycznemu uchylić rynki pracy, niż zrzec się kontroli nad naszą kasą [gdyby podatki były niższe, importu pracowników najzwyczajnej nie byłoby potrzeby – przynajmniej nie aż takiej, żeby komuś pokroju Leppera musiał zmieniać się punkt widzenia]. Po drugie, mam nadzieję, że zrobi się z tego jak największe pole do nadużyć, tworzące szarą strefę, co podreperowałoby trochę naszą demografię, bo element kulturowy jest w zasadzie nieobcy. Jasne, że w miejsce „młodych mołodców” wolałbym młode japiszonki od emigrantów zarobkowych, ale jak się nie ma, co się lubi, to się lubi ser podlaski. A po trzecie – szkoda, że żaden z pobożnych komuchów nie wpadł na pomysł, że takie rozwiązania zbliżają nas do naszych braci ze Wschodu stokroć bardziej, niż wszelkie przemówienia i deklaracje. A po czwarte – przyjazdy rzeczonych braci ze Wschodu akurat w lecie, kiedy grass is green and the girls are pretty z pewnością wzbogacą rodzimą pulę genową. Anyway, idzie ku lepszemu, szkoda tylko, że incydentalnie.

Wikipedia raz jeszcze.

Jazzmani, wstydźcie się. Pod hasłem ‚Adam Makowicz’ – trzy linie stuba. Hasła ‚Jarosław Śmietana’ nie było do dzisiaj, dzisiaj dodałem nader podłą fotografię i kompilację informacji z paru wyguglanych stron. To mówiłem ja, fan ciężkawego rocka i Jacka Kaczmarskiego, a miłośnik jazzu od sześciu dni, czyli od kiedy Żona wyciągnęła mnie na koncert rzeczonego Śmietany z domieszką Makowicza. Fstyt, litość i żenada, powiadam.

Upload na Wikipedii

Zachciało mi się robić dobrze. Dawniej wrzucałem zdjęcie, opisywałem, dodawałem licencję i już. Dodając na commons, próbuję zrobić wszystko wg instrukcji i od dziesięciu minut grzęznę w ochnastu pierdylionach odsyłaczy, FAQs, opisów i przydatnych sugestii. Grrr.