O giełdzie.

Wczoraj w środku nocy uświadomiłem sobie w sumie nieprawdopodobną rzecz.

Z jednej strony pojawia się coraz więcej modeli, ze stresującą mnie dokładnością przewidujących ruchy cenowe walorów giełdowych [jak choćby ten, wykresy na końcu FTW!] – a to dopiero początek. Ba, konstrukcje o lepszej charakterystyce zapewne są już na rynku i w przeciwieństwie do powyższego umieją do analizy sentymentu wykorzystać już choćby źródła pisane i semantyczną analizę słownictwa np. analityków czy innych, pardon my french, influencerów, jako jeden z elementów składowych prognoz / modeli. I generalnie – rzecz do sprawdzenia, na króciutkiej liście, ale znów ten czas! czas! czas! – działają.

Z drugiej strony – jeśli wznieść się oczko wyżej nad poziom kapitałodajnego planktonu, odławianego przez wszelakiej maści inwestownie foreksowe, poczytać można opinie świadomych [kalibru grających strategiami na MT, a nie tylko zgorzkniałych loserów, którzy na giełdzie przepili naszej babci domek mały], twierdzących, że to wszystko ściema. Że konta demo to ściema, że broker gra przeciw tobie, a nie z tobą, że wreszcie soft do tradingu jest oszukiwany z definicji na twoją niekorzyść. I że na wszelkiej maści giełdach – Forex, patrzę na ciebie! – na swoje wychodzi góra parę procent inwestoriatu [prawdopodobnie fundamentalnego, z domieszką sensownego zarządzania kapitałem, wspartego pewnie niekiedy insider tradingiem].

I jeśli nie chce się poprzestać na lekceważącym machaniu odnóżami na tych drugich, pytanie powraca. WTF? I nawet nie tyle „jak to jest naprawdę?”, tylko „skąd te rozbieżności?” NAWET uwzględniając to, że szeroko pojmowana AI zajrzała pod strzechy ledwie parę lat temu?

* * *

Jedna z odpowiedzi przyszła właśnie wczoraj. Większość modeli, które widziałem [jeden nawet swego czasu popełniłem, ale nie wyszedł on stety niestety poza sferę konta demo], dopasowana jest całkiem przyzwoicie; problem zaczyna się w momencie odpalenia tego na żywych danych. Prognozy rozjeżdżają sie w kibini mater, forsa wycieka i zaczyna się szukanie spisgów – co najmniej w części [oszukiwany MT] zapewne niebezpodstawne.

Ale!

Na kilkanaście – kilkadziesiąt modeli, które daaawno temu analizowałem, przypadły może ze dwa artykuły, w których autorzy półgębkiem przestrzegali przed zbytnią parametryzacją – z czego w całym tym researchu tylko RAZ przewinęło się sformułowanie typu „2, góra 3 stopnie swobody, i ani jednego więcej!” To wszystko, na co ich było stać. Kaczka to maks, co z nich może być.

Passusów o abecadle materii – zbiorze uczącym, testowym, walidacyjnym i kroswalidacji, i całej reszcie – nie napotkałem ani razu. Czytam o tym dopiero teraz [z czego wstyd nie bardzo, boć te wszystkie historie to hobby, a nie praca zawodowa]. I nie bardzo mieści mi się w głowie, żeby uwierzyć, że cały ten aparat formalny został wynaleziony dopiero teraz, dopiero na potrzeby AI. Więc bardziej wcześniej, niż później.

Wychodzi na to, że Panowie Inwestorowie nie mają najwyczajniej w świecie bladego pojęcia o matematycznym aspekcie zagadnienia, za które zechcieli się wziąć. A zanim na Panów Inwestorów zaczną pluć z radością Panowie Programiści – uroczyście deklaruję niniejszym swoją gotowość do podjęcia zakładu, że lwia część tych Strategii opracowana została zapewne na zasadzie „ty umiesz w średnie ruchome, ja umiem w for/next, let’s make lots of money!”. Tak że ten.

I – przynajmniej dopóki po raz kolejny nie będę próbował weryfikować tego empirycznie i dopóki owa weryfikacja negatywnie nie wyjdzie mi bokiem z połową organów wewnętrznych – wychodzi na to, że pęknięcia rzeczywistości jednak nie ma, jest za to pęknięcie wiedzy. Potężniejące z tygodnia na tydzień.

Ergo – jest szansa. Jacyś chętni na przebranżowienie się o 180 stopni?

* * *

Jeszcze jeden przyczynek do wzrastającej z dnia na dzień odrazy wobec pseudoprofesjonalnego blichtru made by LinkedIn, nie różniącego się w zasadzie nic a nic od pseudoglamourowego blichtru made by FB. Ale to zupełnie inna historia.