Wczora z wieczora w towarzystwie Uli i przyjezdnego na jakąś frybździaną konferencję Y. poszłem do KTO na monodramę „Zapiski oficera Armii Czerwonej” na podstawie książki Zubowa. Grał Piotr Cyrwus.
Rzecz [sztuka] sama w sobie wstrząsająca, natomiast – jakkolwiek za znawcę gry aktorskiej się nie uważam nic a nic – Cyrwus mi się spodobał. Wiem, że ocenianie aktora jako człowieka przez pryzmat granych przez niego postaci świadczy o niedorozwoju umysłowym, aczkolwiek P.C. znacznie zyskał. Cóż, jednak w pewnym stopniu to szata zdobi człowieka. Razem z PT U. i Y. ratowaliśmy później poziom spotkania pospektaklowego, zmuszając Cyrwusa m.in. do odpowiedzi na pytania, czy grając tytułową postać, może zgodzić się ze zdaniem Napoleona, że między ludami Wschodu i Zachodu zieje niezasypywalna przepaść [przy tym pytaniu najbardziej się namotał, ha!], czy zdarzyło mu się, żeby ktoś na spektaktu razem z nim wiwatował na cześć Stalina i jak odnosi się do liftingowanej klasyki, czyli Makbeta na śmietniku. Nasze intelektualne, nietypowe i pełne głębi pytania doskonale i jaskrawo odcinały się poziomem od komunałów prawionych przez stado egzaltowanych nastolatek.
Z rzeczy innych – jogger najwyraźniej uchylił się od przyjęcia wczorajszej wiadomości, że K. dostała nareszcie pracę. Okolica cokolwiek prozaiczna w swoim chuligaństwie [os. Teatralne], ale praca jest w szkole i – last but not least – jak się nie ma, co się lubi, to się lubi ser podlaski.
Miesiąc: Czerwiec 2005
– Stary, mam do ciebie prośbę – nie przychodź do mnie więcej w gości. Po twojej wizycie zginęły nam pieniądze.
– No coś ty! Chyba nie myślisz, że to ja wziąłem!
– Eeee, nie, wiem, że nie wziąłeś, bo je potem znaleźliśmy. Ale taki niesmak pozostał.
Ona. Rozwódka z dzieckiem. Z pracy do pracy, z rojeniami o wyjściu ze swojego małego Układziku. Jak śpiewa inny krakus, z głową w chmurach, a z **** na dnie.
On. Trochę programista, trochę wdrożeniowiec, trochę komputerowiec generyczny, trochę szczęśliwy mąż i ojciec [kolejność przypadkowa]. Z laby do pracy – trzygodzinne wyjście na rynek w godzinach pracy, bo akurat jakiś KoparaMan jednym nieostrożnym szarpnięciem łyżki pozbawił prądu niewłaściwą połowę miasta.
Ono. Miasto, gdzie nie można przejść się po Rynku o dowolnej porze, żeby nie pozabijać się o najbardziej nieoczekiwanych znajomych.
* * *
Kobieta po przejściach spotkała mężczyznę z przyszłością. Pogadali, powspominali, poszli. Każde w swoją stronę.
* * *
Czy już pisałem, że wyszedł nowy Grzędowicz? Co prawda niestety to nie horror, tylko jakieś SF [chiba]… ale to nie powinno przeszkadzać. Spoczywa w torbie i czeka na lepsze dni.
Przeczytane, obejrzane: „Zabić drozda” [mniam, jak ja uwielbiam klimaty lat …dziesiątych – a książka jeszcze z fotosami!], parę opowiadań z Dickowego „Krótkiego, szczęśliwego żywota brązowego oxforda” [Hm. Generalnie całą twórczość Dicka możnaby skwitować jednym wielkim „Hm!”], i „Opętanie” – gdyby Żona nie zgłaszała votum separatum w kwestii krzyków w środku seansu [i – gwoli sprawiedliwości – w środku nocy], poddałbym się klimatowi filmu bez reszty i zszedłbym pewnie na zawał.
* * *
„Stary dekret mocno śpi, stary dekret mocno śpi, my się go boimy, na palcach chodzimy, jak się zbudzi, będzie zły!…”
* * *
Żeby tak mi się chciało, jak mi się nie chce… Ech.
* * *
Wamać. Zakręt za Tesco. Do domu niecały kilometr. Niczego nie zauważyłem.
…
Stówa. I dwa punkty. Brak pasów. No by to szlag. Nawet nie miałem argumentów, żeby się targować.
A weźcie wy się za łapanie bandytów! Tak, wiem, zatrzymanie niżej podpisanego nie grozi pobiciem ani nawet zelżeniem. A może powinno?…
Menedżment Nokii się zebrał w sobie i analizę przedstawił:
Szefowie firmy dostarczającej technologie telekomunikacyjne prognozują, że jeszcze w tym roku czeka nas gwałtowwny rozwój rynku mobilnej rozrywki, głównie – serwisów muzycznych. Dzięki nim ściągniemy muzykę przez telefon i zapiszemy ją w pamięci albo posłuchamy jej na żywo przez sieć komórkową.
Tajesss. Oczyma wyobraźni widzę już gwałtowny rozwój segmentu kabli połączeniowych komórki->domowe HiFi. Audiofile odsłuchujący Chopina na swoich Siemensach z przenośnym zestawem kwadrofonicznym [Toyota do przewożenia głośników w zestawie] będą wniebowzięci.
Prognoza na przyszły rok to z kolei rozwój telewizji komórkowej, którą będziemy oglądać na żywo jako transmisję bezpośrednią lub zamówimy sobie ulubione programy w dowolnym czasie.
Okuliści chętnie podpisaliby się pod tą wizją, ale rzeczywistość odbiorników TV skrzeczy.
W 2007 roku rynek mają zalać mobilne gry, które mogą zagrozić tradycyjnym formom rozrywki multimedialnej.
Na przykład Madziong w wersji na komórki. Re-we-la-cja!
Użytkownicy będą mogli za pomocą przenośnych urządzeń korzystać z podstawowych aplikacji internetowych, jak WWW czy poczta, a także nagrywać wideo, robić zdjęcia, publikować własne materiały w Sieci w dowolnej formie (np. przez mobilny blog – elektroniczny pamiętnik).
A dla zagorzałych linuksiarzy, którym rozdzielczość wyświetlacza komórkowego wydaje się zbyt duża, oferujemy mobilną wersję lynksa.
Telefonia komórkowa może także przyczynić się do zasypania cyfrowej przepaści między Zachodem a rozwijającymi się krajami takimi jak Rosja, Polska czy kraje azjatyckie.
A świstak nie siedzi, bo poszedł się powiesić z rozpaczy po przeczytaniu mundrości tych analitykuff. Ja wiem, że premię kwartalną wyrobić trza, ale więcej finezji, więcej finezji!…
Aha całość jest na onecie.
Politycy cyckają nas, jak chcą, podatki żyć nie dają, rozwinięcie jakiejkolwiek działalności gospodarczej to droga przez mękę, wolne media to mrzonka [vide ostatnie oświadczenia Wańkowej], afera goni aferę…
… a dwie sprawy, które w tak dużym stopniu zdołały wzbudzić w kilkunastu ostatnich miesiącach tyle emocji, to prohibicja w czasie wizyty papieskiej w Krakowie i manifestacja pederastów. Innymi słowy: okradajcie nas jak chcecie [i tak na was zagłosujemy], tylko pozwólcie nam chlać i p******ć wszystko, co się rusza i na drzewo nie ucieka.
Jestem pod wrażeniem.
@1! == ‚małpo jedna!”
Generalnie
to przy pomocy aparatu
chciałem sobie wmówić,
że przesłanie tego zdjęcia
[a przynajmniej to wyrażone explicite]
[explicite przez warstwę opisową, żeby
nie było niedomówień]
ma jakieś szanse bytu.
Prawda jest brutalna.
A pogoda jeszcze gorsza.
Będę tworzył PKB również jutro.
Najśmieszniejsze jest w tym wszystkim to,
że jestem trzeźwy, jak dzika świnia.
W końcu nikt nie mówił, że to nie będzie jogger artystyczny.
Pan Artysta dziękuje PT Sponsorom za udostępnienie materiałów do ekspozycji.
Update: „przesłanie” w sensie „mesidż”, nie w sensie „upload”, baranie jeden. To wyjaśnienie dla mnie, żebym któregoś dnia nie musiał się znów zastanawiać, o co mi wczoraj do jasnej Anielki chodziło.
Zaraza, no. Ledwo, porzuciwszy czarnosecinne i oszołomskie przekonania, że żydokomuna rządzi światem, zacząłem, pod światłym wpływem „GW” i „Rz” posępnym milczeniem ignorować światy astralne Stana Tymińskiego i istnienie lóż wolnomularskich, a tu zonk. Istnienie grupy trzymającej władzę, objawione mi przez „GW”, upchnąłem jakoś w moim światopoglądzie [acz rzeczony światopogląd skrzywił się niemożebnie i głośne, acz niepochlebne opinie na mój temat wydawać zaczął], ale dzisiejszych doniesień o tajemniczej sekcie, robiącej wodę z – przepraszam za wielkie słowa – mózgów naszych luminarzy, nijak ścierpieć nie mogę.
Jak to? Zali wżdy masoneria nie istnieje, bo to przecież woda na młyn wywrotowców w rodzaju starego Giertycha czy JKM [to w takim razie po cholerę należeli do niej Kościuszko, Waszyngton i inni?…], a nasze – baczność! – Elity – spocznij! – dają się jak pierwsza naiwna podebrać na lep prozaicznej sekty? O tempora, o mores. Adasiu, ratuj!