Czas pogardy.

O ile nie zwodzi mnie pamięć, od wyrypu komuny opuściłem – z przyczyn technicznych – tylko jedne wybory. W tę niedzielę opuściłem drugie, zwyczajnie mi się nie chciało – i nawet mentalny terroryzm [„nie głosowałeś, więc nie narzekaj”] lata mi koło pióra. Ale wbrew pozorom ja nie o tym.

conseq11
Źródło: muyiwaafolabi.com

Taki ze mnie pisior, jaki [pun intended] może być pisior z nieprzejednanego korwinowca z domieszanym nieznacznie ostatnimi czasy braunizmem, uważającego rządzących zwyczajnie za nic więcej ponad najmniejsze zło w istniejącym realnie układzie kart. Więc szału nie ma. Nad wynalazki typu 500+ przedłożyłbym z dziką przyjemnością obniżkę podatków – ale jako menda społeczna z praktyką w marketingu i manipulacji zaczynam na starość rozumieć, że wpływające co miesiąc na konto pięć stów zwyczajnie widać bardziej, niż wydatki, których nie poniesiemy [z poprawką na wymiar etyczny takiego rozwiązania, skuteczność i takie tam]. Tytułowa pogarda zostaje mi tylko jednak dla antypisowskich łżelibertarian, którzy na jednym wdechu ględzą mi przed nosem argumentami o „szkodliwości budżetowej” tego i podobnych programów, a jednocześnie nie widzą niczego zdrożnego w utrzymywaniu całego innego socjału i socjalizmu, na czele z jego ostoją, jaką jest UE ze swoimi „programami innowacyjnymi” i „wspieraniem”. Łyżka miodu – boć argumenty mimo wszystko bliskie mojej czarnosecinnej, libertariańskiej duszy – w beczce dziegciu, że to nic więcej, tylko słowa w ustach półmózgów, nie dostrzegających podstawowych sprzeczności w sąsiadujących zdaniach, i dających się cyckać bez mydła politykom.

A wczora z wieczora Trzaskowski ogłosił [via łonet] swoją pierwszą decyzję: zaczynamy od „bezpłatnych żłobków dla wszystkich warszawiaków”. Sic! Bardziej od złośliwych wysrywów na temat postrzegania przez niego kondycji mentalnej elektoratu, snu z powiek nie spędza mi inna kwestia: ci wszyscy farbowani antypisiarscy libertarianie od krytyki 500+ – zorientują się, że coś nie halo z ich przekonaniami i że jakaś misterna nić w konstrukcji zdarzeń im pękła, czy niekoniecznie?

Pytanie retoryczne, urzędowy optymizm zostawiam za drzwiami po wyrobieniu dniówki w korpo. Odi profanum vulgus et arceo. Niechrześcijańsko, ale pracuję nad tym.

Ścinki.

Nie umiem znaleźć skutecznego sposobu na praktyczne ogarnięcie choćby i podstaw AI. Coś tam w książkach przeczytam, nie powiem. ale wypadałoby pokodować, szczególnie, że przykłady w pythonie są. Ale na to, żeby pokodować z książką w łapie, czasu już brak. Ot, paradoks.

* * *

Z okazji braku okazji przejrzałem sobie właśnie nakolanowy spis rzeczy do zrobienia przed śmiercią z przedostatniego wpisu. I wychodzi na to, że przez pięć miesięcy udało mi się z tej listy odfajkować parę punktów. Aktualizacja:

  • zrobić omlet,
  • nauczyć się Blendera,
  • nauczyć się Photoshopa,
  • zjeść fondue,
  • pstryknąć parę naprawdę ładnych zdjęć [w zasadzie zrobione, choć nie wiem, czy się liczy, bo na niedawnym krótkim wypadzie na Kanary zdjęcia zasadniczo robiły się same],
  • skoczyć na spadochronie,
  • wydać dzieci za mąż,
  • przeczytać coś o AI,
  • okodować coś o AI,
  • nauczyć się grać na fortepianie,
  • zacząć mówić po hiszpańsku,
  • zacząć mówić po chińsku.

Coraz mniej do zrobienia przed śmiercią.

* * *

Przeczytane: niewiele. Szlag. Literatura letka, łatwa i przyjemna jakoś przestała mi wchodzić, a od poważniejszej jakoś się odbijam. Odbiłem się od „Wyznań”, ostatnio odbiłem się od Chestertonowej „Ortodoksji”. Okres burzy i naporu jakoś trwa i nie chce się skończyć. A może to New Normal? Brrr…

* * *

Parę razy zapuściłem się do roboty na rowerze i choćbym nie wiem jak się starał, ze wstydem przyznać muszę, że jednoczesna praca dla nóg i mózgu bywa wyzwaniem ponad siły, na czym cierpi ogarnięcie na drodze. Tak, to jest samokrytyka. Tak, to jest w jakiś sposób usprawiedliwienie pedalarstwa. Chociaż z tą bandą w homoseksualnej odzieży termoaktywnej wciąż w żadnym wypadku proszę mnie nie łączyć.

* * *

Jeśli czyta mnie jakiś pedagog, niech zrobi pierwszy krok w kierunku odciążenia swoich współbraci w szkolnictwie i wniesie o skasowanie wywiadówek.

Byłem ostatnio. Dwie godziny gadania o niczym bez planu. O indywidualne postępy i tak się nie dowiesz, bo RODO [konsultacje indwidualne załatwiłyby sprawę], a informacje zbiorcze można aktualnie przekazać już na pierdyliard sposobów, jak choćby dziennikiem elektronicznym. Z dojazdem specjalnie z domu, bo tam zaplanowałem robotę – wyjęte jakieś cztery godziny z życiorysu.

Otoczenie daje mi do zrozumienia, że z dnia na dzień staję się coraz bardziej upierdliwym technokratą.

* * *

Tyle gadania, że siatkarze złoci, a piłkarze do bani – a z zarobkami odwrotnie. No to sprawdźcie, ile cebulionów generuje z reklamy przeciętny piłkarz, a ile siatkarz.

* * *

A kiedy to wszystko się skończy, kupię sobie drona do filmowania, zostawię telefon pod zaufaną opieką i wyjadę na tydzień w góry.