Kryzys wieku średniego.

No właśnie, niby wszyscy wiedzą, że coś takiego jest… ale skąd to się właściwie bierze?

Wyjaśnienie mainstreamowe nie pasowało mi od początku. Że – ogólnie mówiąc – wiemy, że wchodzimy w smugę cienia, że nie mamy już dwudziestu paru lat, że statystycznie rzecz ujmując jest już bliżej, niż dalej… bzdura, kompletna bzdura; zamelduj koniowi.

Mężczyzna w okolicach czterdziestki nie ma – pozostając na gruncie tej teorii – więcej powodów do zmartwień, niż dajmy na to dwudziestolatek. A nawet jeśli ma, to owe powody są znakomicie kompensowane innymi zaletami sytuacji. Na ogół – nie sposób nie uciekać tutaj w schematy, skoro nie analizujemy żadnego konkretnego przypadku – czterdziesto[paro]latek jest fachowcem w swojej dziedzinie z w zasadzie potwierdzoną pozycją zawodową, za czym – również na ogół – idzie adekwatne wynagrodzenie w szczególności czy jakieś „umocowanie w życiu” w ogólności [telewizor, meble, mały fiat, te rzeczy]. Doświadczeniem życiowym bije na głowę większość dwudziestokilkuletniej gównażerii [tia… wiem, kto tutaj zagląda :P], co nie tylko pozwala mu nie napinać się w sytuacjach tego nie wymagających, ale również skupiać się na rzeczach istotnych długoterminowo. Dzieci na ogół są już odchowane i jakkolwiek problemy i troski oczywiście nie znikają, to jednak – przynajmniej teoretycznie – przybierają one charakter mniej czasochłonny, a czas to przecież najcenniejsza waluta. Zdrowie w zasadzie dopisuje. Kondycja może i niekiedy mniej, ale primo codziennie nie biega się maratonów, secundo siedzenie w robocie do północy zostawiamy stażystom, tertio… cóż, jeśli naprawdę trzeba, to w sukurs zwalczaniu niedostatków kondycji w ostateczności mogą przyjść najnowsze osiągnięcia Big Pharmy. Reasumując: jest inaczej, ale – patrząc całościowo – raczej na pewno nie gorzej, z logicznego punktu widzenia teoria uzasadniająca KWŚ starzeniem się nie wytrzymuje argumentów. O co więc chodzi?

Długi czas byłem / jestem zwolennikiem poglądów pewnego Japończyka [umknęło mi niestety nazwisko], który twierdzi, że przyczyn KWŚ szuka się zupełnie nie tam, gdzie należy. Według niego, kryzys nie jest niczym innym, jak sygnałem dawanym nam przez ewolucję, że w konwencjonalnym układzie społecznym [żona w podobnym wieku, monogamia, brak kochanek, etc.] tracimy właśnie szanse na [dalszą] propagację swoich genów. Doskonałym czynnikiem weryfikującym tę teorię byłyby doświadczenia facetów z małżeństw zauważalnie różnych wiekowo, gdzie on teoretycznie wstępuje właśnie w „smugę cienia”, a ona pozostaje wciąż w wieku pozwalającym na w zasadzie bezproblemową reprodukcję, czyli gdzieś około trzydziestki albo jeszcze mniej – niestety nikogo takiego nie znam. Jeśli ktoś i owszem, niech da znać w komciach, przysłuży się nauce.

Dzisiaj rano przyszło mi do głowy inne wyjaśnienie. Podmiot KWŚ – również z racji wspomnianego doświadczenia życiowego / zawodowego – pełni niekiedy funkcje kierownicze, najmniej mentorskie, co w miejscu pracy jest rzeczą normalną i logiczną. Poza miejscem pracy jednak niekoniecznie, szczególnie w sytuacji rozbuchanej emancypacji, malejącego wpływu rodziców na dzieci [zarówno w funkcji wieku dziecka, jak i funkcji czasu historycznego] czy wreszcie rosnącego tempa życia, co przejawia się czasem w despotyzmie [odbieranym przez otoczenie jako dziwactwo / upierdliwość], czasem w nieposkromionej chęci sprawienia sobie t-shirta z napisem „Całe życie z idiotami”, a czasem właśnie w chęci pieprznięcia wszystkim i popadnięcia w coś, co otoczenie interpretuje często jako symptomy KWŚ właśnie. Mam wrażenie, że w czasach „rozbuchanego patriarchalizmu” siła nacisku owych czynników środowiskowych była znacznie mniejsza.

No prosz, taki interesujący tekst, a puenta nudna jak flaki z olejem. Kryzys wieku średniego to najwyraźniej w sporej części choroba cywilizacyjna, mainstream znów nie ma racji… no i znów wszystko przez te baby.

Paracenzus majątkowy – proof of concept.

Wybory i po wyborach. Wykasowałem już trzy wersje pompatycznego wprowadzenia, czwartej nie będzie.

Jak dla mnie, największą patologią demokracji w jej obecnym kształcie jest namawianie do głosowania. Jeśli dla kogoś możliwość uczestnictwa w procesie demokratycznym jest szczytowym osiągnięciem myśli politycznej, sam z tego skorzysta. A jeśli nie? Cóż… w namawianiu i zachęcaniu do skorzystania z przysługującego prawa już z definicji jest coś patologicznego, bo albo prawo niekoniecznie takie potężne, skoro trzeba namawiać, albo ludzie niespecjalnie się do tego garną. Nie będę tego roztrząsał.

Patologią jest „demokratyzacja” wyborów w najgorszym tego słowa znaczeniu; coś, jak „demokratyzacja” netu. Wybory bez specjalnych zachęt przyciągną wszelkich zaangażowanych, statystyczni pójdą do urn bez większego entuzjazmu, ale pójdą… namawiać do wyborów trzeba wciąż usilnie większość grupy trzeciej, czyli coś, co język rosyjski określa wdzięcznym mianem „зброт”, przekładającym się zdaje się na polski jako po prostu motłoch. A może lepiej byłoby nie namawiać, ale zwyczajnie odstraszyć? Ale jak?

Pytanie oczywiście retoryczne, ale zaraz zlecą się tu wszelkiej maści wyrównywacze. Więc może istnieje inne podejście do cenzusu majątkowego, mającego umożliwiać głosowanie?

To da się zrobić. Koszt wyborów [wczorajsze to jakieś 130 milionów złotych] dzielimy przez jakąś arbitralną frekwencję z liczby uprawnionych do głosowania. Całkiem odczapnie 40% z 30 milionów uprawnionych do głosowania daje 12 milionów. Zaokrąglając – stać mnie, mam gest – otrzymujemy 10 zł na uprawnionego.

Owe 10 zł to cena głosu, którą głosujący musieliby po prostu zapłacić w komisji wyborczej za wydanie karty; budżet możemy odpowiednio zmniejszyć, w najgorszym przypadku zmniejszając po prostu o tę wielkość deficyt. Dla typowego małżeństwa 2+2 20 zł wydaje się być kwotą idealną – stać na nią chyba wszystkich, wydaje się być wystarczająco mała, żeby nie stanowić wielkiej wyrwy w budżecie, a jednocześnie wystarczająco wysoka dla wspomnianego зброта, żeby alternatywę dla niej stanowiło wino marki wino, „Twoje Imperium” czy inna forma radości i zapomnienia dla podkuchennych. Pedantyczny legalista mógłby w tym miejscu dorzucić jeszcze pomysł jakiejś pieczątki czy glejtu dla niegłosujących, pozwalającej na odpisanie tej kwoty od podatku w rozliczeniu rocznym, co ucięłoby ultramarudów, narzekających na „zabawki demokratyczne” dla kogoś innego. Frekwencja niższa od zakładanej mogłaby zostać zaksięgowana jako strata nadzwyczajna, „zysk” mógłby albo zasilić budżet, albo w odpowiedniej proporcji zasilić wskazywane w PITach organizacje pożytku publicznego… do wyboru, do koloru.

Pomysł jest całkiem uczciwy, wyborcy ponoszą tylko techniczne koszty obsług wyborów, za które przecież i tak zapłacą inaczej w podatkach. A idę o zakład, że wynik wyborów ku ogólnemu zdziwieniu mógłby okazać się drastycznie inny… co mogłoby stać się ciekawym przyczynkiem do dyskusji o sensowności aktualnego ustroju i jego legitymizacji. Ale to już zupełnie inna historia.

Z popołudniowej prasóweczki – poradnik wyborczy.

Tym razem będzie dłuższe, więc poza miniblogiem. Indżoj. Aha – rzadko chyba mi się to zdarza, ale to jeden z niewielu tekstów, w którym – przynajmniej dla mnie – tzw. „ładunek” przesłania wulgaryzmy, więc go puszczam, niemniej jednak czujcie się ostrzeżeni.

Już w niedzielę wybory parlamentarne. Sytuacja w tym roku jest wyjątkowo skomplikowana, dlatego nie mogło zabraknąć naszego latarnika wyborczego.

PLATFORMA OBYWATELSKA

Nie ma zgodności co do tego, czy PO jeszcze jest partią polityczną, czy może już największą w Polsce agencją PR-ową. Panuje natomiast zgoda co do tego, że poza zamiłowaniem do owoców morza – jej członków łączy już tylko brak poglądów. Gdyby PO miałaby być jakimś zespołem, to byłaby Coldplayem – czyli jeszcze kilka lat temu było to do zaakceptowania, ale jak dziś na imprezie puścisz „Yellow” z telefonu, to możesz być pewien, że prędzej czy później ktoś nahara ci do ust. Co prawda, w ciągu ostatnich 8 lat PO wypuściła kilka brandów, ostatnio nawet zmieniła management i nowy account manager próbował zrobić rebranding na ASAP, ale feedback od klienta jest nadal słaby i prawdopodobnie przez kolejne 4 lata będą siorbać pisiora przez słomkę i pierdolić jakieś farmazony o zamachu na wolność i demokrację.

DLA KOGO: Segregacja śmieci, wartości europejskie, wolność, równouprawnienie, in vitro. Głęboko w to wierzysz, ale jakoś nigdy nie znalazłeś czasu, żeby cokolwiek zrobić w którymś z tych obszarów. Za to bardzo ładnie potrafisz o tym opowiadać. Masz zdanie na każdy temat i w swojej głowie uchodzisz za eksperta od polityki. Znajomi mają z ciebie bekę i żartobliwie nazywają cię „królem wikipedii”. Ostatnie przebudzenie intelektualne przeżyłeś w 2010, kiedy przypadkiem w poczekalni u dentysty przeczytałeś prawie cały artykuł Tomasza Lisa w Newsweeku. Masz nadzieję, że w razie zwycięstwa PiS NATO wywiąże się ze swoich zobowiązań i dokona zbrojnej interwencji na terenie Polski. Czasami, kiedy jesteś sam w domu, lubisz wymawiać na głos swoje nazwisko w jednym ciągu z Danutą Hübner, Władysławem Bartoszewskim i Jackiem Saryuszem-Wolskim.

PLUSY, jeśli PO wygra wybory: Pozytywny artykuł o Polsce we Frankfurter Allgemeine Zeitung.

MINUSY: Istnieje poważne ryzyko, że wszystkie pieniądze z OFE pójdą na roll-upy, kolorowe zakreślacze i modne smycze z logo PO, i już po prostu nie starczy pieniędzy na emerytury.

PRAWO I SPRAWIEDLIWOŚĆ

PiS jest jak twój wujek z Kielc, który postanowił pójść z duchem czasu i filcowy sweter zamienił na modną marynarkę z Wólczanki. Mimo to w trakcie składania mu życzeń urodzinowych regularnie czujesz od niego ostrą woń uryny i głębokiego rozczarowania. PiS-owi bardzo zależy na tym, aby kojarzyć się z dostojną kamienicą w centrum miasta, z odrestaurowaną elewacją w kolorze ecru – niestety, jak się bliżej przyjrzeć, można dostrzec, że to Macierewicz z Rydzykiem trzymają płyty paździerzowe w kolorze sraki.

Jednocześnie widać, że ktoś w sztabie PiS-u naoglądał się CNN i gdyby kampania trwała jeszcze dwa tygodnie, wszyscy mielibyśmy poważny problem z rozróżnieniem Beaty Szydło od Hillary Clinton od nowego iPada Air.

DLA KOGO: Jeździsz matizem i w życiu ci nie wyszło. Jesteś zły i sfrustrowany. Buty zimowe kupujesz raz na osiem lat. Nie wiesz, do kogo mieć pretensje, więc na wszelki wypadek masz pretensje do wszystkich. A już takie największe do Donalda Tuska, którego obwiniasz nie tylko o to, że zrujnował kraj, ale przede wszystkim o to, że trzeci raz w tym roku zepsuła ci się pralka. Za najważniejszą wartość na świecie uważasz rodzinę, niestety ze swoją pokłóciłeś się o in vitro w 2007 i od tego czasu nie rozmawiasz nawet z rodzonym bratem.

PLUSY, jeśli PiS wygra wybory: Nikt już nigdy niczego nie ukradnie.

MINUSY: Nikt już nigdy w ogóle niczego nie zrobi.

RAZEM

Kto? Nie no, żart, wszyscy widzieliśmy debatę, w której Andy Samberg pozamiatał. Z tego co udało nam się ustalić – partia Razem to grupka bardzo sympatycznych i merytorycznych osób o radykalnie komunistycznych poglądach. Jest to podmuch świeżości i nowej energii, której nie było w polskiej polityce od czasów Kukiza. Tak naprawdę jedyna autentycznie lewicowa partia w tych wyborach. Nie dość, że są za podniesieniem podatków dla najbogatszych, to jeszcze nikt z nich nie strzelał do górników w ‘81.

DLA KOGO: Lubisz jeździć na rowerze, jeść w foodtrackach, a za największy problem III RP uważasz brak stojaków na rowery przed twoją ulubioną kawiarnią z hummusem. Jesteś bardzo tolerancyjny, godzinami możesz rozmawiać ze znajomymi o tym, jak bardzo się ze sobą zgadzacie. Interesujesz się polityką, ale od lat albo nie głosujesz w ogóle, albo głosujesz na mniejsze zło. Jesteś już naprawdę głęboko zmęczony oglądaniem w telewizji tych samych mord w różnych politycznych konfiguracjach i chętnie zagłosujesz na kogoś, kto do mówienia używa prawdziwych słów, a nie wykrzykników i waty z dupy.

PLUSY: Na salonach w końcu pojawią się ludzie z poglądami i nie będą to skinheadzi.

MINUSY: Koronacja Mao Tse-tung’a na króla Polski.

POLSKIE STRONNICTWO LUDOWE

Coś między zorganizowaną grupą przestępczą a kurzem zbierającym się między kafelkami w łazience. Nikt o nich nie mówi, nikt na nich nie głosuje i nikt w sumie nie wie, jakim cudem te gadające sucharki od 25 lat siedzą w parlamencie. Główną linią programową PSL jest nepotyzm. Politycy PSL regularnie oburzają się na te zarzuty, mimo że ostatnie badania genetyczne ujawniły, że wszystkich 40 posłów PSL-u w aktualnym sejmie jest spokrewnionych z Waldemarem Pawlakiem.

DLA KOGO: Od zawsze czułeś, że jesteś nudny i głupi, dlatego jeszcze w podstawówce zapisałeś się do PSL. Tam szybko zrozumiałeś, że kluczem do sukcesu jest rodzina, dlatego nikogo nie zdziwiło, jak w gastronomiku złapałeś swoją siorę na dziecko. Członkami rodziny obsadzasz wszystkie kluczowe stanowiska w mieście: syn przejął po tobie punkt dorabiania kluczy, a córkę wkręciłeś w pracę na solarium. Sam zatrudniłeś się jako woźny w urzędzie swojej gminy. Kompletnie nie rozumiesz polityki, ale bardzo imponują ci organizacje mafijno-kazirodcze. Wprawdzie nie masz na to żadnych dowodów, ale jesteś święcie przekonany, że jak Piechociński znowu nie zostanie wicepremierem, to wszyscy stracicie pracę. Na wszelki wypadek całą rodziną głosujecie po dwa razy.

PLUSY, jeśli PSL wygra wybory: Każdy Polak dostanie spokojną posadkę w NIK-u.

MINUSY: Podwyższone ryzyko występowania powikłań genetycznych w Radzie Ministrów.

NOWOCZESNA.PL

Jak patrzysz na Petru, to od razu widzisz, że nie tylko ładnie pachnie, ale na pewno ma kartę multisport i regularnie biega po parku. Nie wiadomo, o co dokładnie chodzi, ale coś że zachód, Balcerowicz, niskie podatki i generalnie jebać biedę. Gdyby Petru mógł, oddałby Polskę w leasing do GE Money Bank, a zamiast ubezpieczeń społecznych – każdemu zaproponował elastyczny kredyt we frankach z bardzo atrakcyjnym oprocentowaniem. Co prawda kontrowersję wzbudza projekt oddania Amazonowi 5 milionów najbiedniejszych Polaków w zamian za roczną dostawę cygar, ale Petru wydaje się bardzo mądry, więc wszyscy zamknąć ryje. Z ciekawostek: podobno jak się „Nowoczesna.pl” przeczyta od tyłu, to wychodzi „Platforma Obywatelska”.

DLA KOGO: Chuja wiesz o polityce, ale kupujesz Newsweeka, na fejsie masz zlajkowane The Economist i regularnie u fryzjera przeglądasz Forbesa. Pracujesz w korpo i biegasz maratony. Wolny czas lubisz spędzać w towarzystwie własnej wyjątkowości, a osobą, która cenisz najbardziej na świecie, jest twój kajt, którego co prawda od trzech lat nie wyjąłeś z piwnicy, ale nie to jest najważniejsze. Myślisz o sobie jako o koneserze, mimo że co roku jeździsz na all inclusive do Hurgady tylko po to, żeby się nawpierdalać. Czujesz, że głosowanie na Nowoczesną.pl będzie ostatecznym dowodem na to, że przynależysz do elit tego chujowego kraju.

PLUSY, jeśli Nowoczesna.pl wygra wybory: Niższe podatki i więcej bankomatów.

MINUSY: Prywatyzacja powietrza.

ZJEDNOCZONA LEWICA

Polityczny Minotaur ulepiony z gówna i styropianu: Ile razy byś nie spuszczał wody w kiblu, to i tak nie chce zatonąć. Bajaderka polskiej polityki, złożona z postkomunistycznych gangsterów, którzy od 25 lat wycierają sobie mordę lewicowymi ideałami. Basia Nowacka sprawia wrażenie miłej osoby, ale co z tego, kiedy pod falbanami jej spódnicy Miller z Palikotem już przebierają racicami, żeby spierdolić ci następne cztery lata.

DLA KOGO: Ciężko powiedzieć. Z jednej strony na pewno dla ludzi, którzy byli w PZPR i na złość wszystkim jeszcze nie chcą umrzeć, oraz dla całej gimbazy od Palikota, która nadal wierzy, że Janusz zalegalizuje im gibony.

PLUSY: Brak.

MINUSY: Uśmiech na twarzy Leszka Millera.

KUKIZ’15

Partia dla każdego, od Krzysztofa Bosaka po Liroya. Dzięki temu możesz mieć stuprocentową pewność, że nie wiesz, na kogo głosujesz. Ruch Kukiza przypomina zajebistą imprezę z nowo poznanymi ludźmi, na której są zimne piwka, laysy zielona cebulka i wszyscy chętnie skaczą do Bon Jovi. Bawisz się doskonale i kiedy o 3-ej pada pomysł, żeby pójść 15 km z buta na stację po więcej wódki, to jest pierwszy chętny. Po 7 km marszu na mrozie schodzi z ciebie alkohol, uświadamiasz sobie, że nie wziąłeś kurtki i w sumie to jesteś bardzo zmęczony, i chciałbyś być już w domu. Niestety nie masz kasy na taksę i ostatecznie resztę wieczoru spędzasz na przystanku, czekając na pierwszy autobus. Rano, odpływając w ciepłym łóżeczku, uświadamiasz sobie, że zgubiłeś telefon.

DLA KOGO: Masz na imię Marek i ciągle jesteś wkurwiony. Nie wiesz do końca na kogo i za co, ale od jakiegoś czasu non stop świerzbi cię ręka. Szukasz zadymy i regularnie próbujesz się wdać w bójkę w piekarni. Nie lubisz ładnych ludzi. Zawsze w aucie masz kable do odpalenia silnika i nigdy nie trzeba cię dwa razy prosić o pomoc. Kochasz Polskę, a twoim największym marzeniem jest mieć pozwolenie na broń.

MINUSY: Jak Kukiz dostanie immunitet, to zacznie napierdalać ludzi w Sejmie.

PLUSY: Jak Kukiz dostanie immunitet, to zacznie napierdalać ludzi w Sejmie.

KORWIN

Gdyby schizofrenia paranoidalna miała być jakąś partią, to byłaby KORWIN-em. Podobno partia ma wielu członków, ale w mediach pojawiają się tylko Janusz „Krul” Korwin i Przemek „2 piwka” Wipler. Złośliwi twierdzą, że to dlatego, że tylko ta dwójka ma skończone 18 lat. Co można więcej napisać: podatki, złodzieje, szachiści na ministrów, apartheid dla upośledzonych dzieci, nawet za Hitlera można było robić takie oscypki, jakie się chciało, a w ogóle to kobiety mają małe mózgi i zlikwidować paraolimpiadę.

DLA KOGO: Lubisz proste rozwiązania i szybkie decyzje. Myślisz, że to dlatego, że jesteś taki pragmatyczny i racjonalny, ale w rzeczywistości jesteś po prostu głupi i nie rozumiesz, że rzeczywistość jest trochę bardziej skomplikowana niż rozgrywka w warcaby na kurniku. Kiedy twoi koledzy z akademika wyrywają laski na imprezach, ty z wypiekami na twarzy czytasz biografię Adama Smitha. Kiedy twój współlokator zapina swoją dziewczynę, ty na tapczanie obok brandzlujesz się do wizji Polski bez VAT-u.

PLUSY, jeśli Korwin wygra wybory: Na pewno będzie ciekawie.

MINUSY: Wszyscy zginiemy.

Niezależnie jednak od poglądów – idźcie głosować. Wybory to wielkie święto demokracji. A istota demokracji polega na tym, żeby raz na jakiś czas wykonywać pozorne ruchy, dzięki którym wszyscy możemy podtrzymywać złudzenie, że mamy na cokolwiek wpływ. Słowem – wybierzcie mądrze, to i tak nie ma żadnego znaczenia.

Wzięte podobno stąd.

Z zamyśleń popołudniowych.

Skoro mosty przed dopuszczeniem do eksploatacji można było testować poprzez umieszczenie pod nimi budowniczego [tak, dowcipną wersję z teściową również znam], to może dzieci kolejnych ministrów edukacji przetrzymywać obowiązkowo do pełnoletności w charakterze zakładników w szkołach publicznych? Bo inaczej rodzice stają się jakby niewiarygodni

Żeby nie było – o wnuczce Millera również wiem. I podejrzewam wręcz, że kształcona prywatnie progenitura naszych ciemiężycieli stanowi przytłaczającą większość. Ale co mi szkodzi rzucić temat… Abelard Giza pięć lat temu wymyślił jakiś skecz o penalizacji drożdżówek i Partia pomysł podchwyciła, może mi też się uda?

O wojnie secesyjnej.

Koleżanka z oboku popełniła była wzmiankę o książce opisującej KKK. I mam wrażenie, że zarówno w tejże wzmiance, jak i tzw. powszechnym mniemaniu obecnych jest tyle założeń, kompletnie odmiennych od mojej wiedzy w tym temacie – i to nie tylko tej zdobytej samodzielnie, ale również na studiach – że postanowiłem popolemizować z tym cytatami. Wszystko poniższe pochodzi z książki G. Edwarda Griffina, „Finansowy potwór z Jekyll Island” – swoją drogą polecam bardzo mocno. Cytaty w cudzysłowiu stanowią oczywiście wypisy z innych autorów. Wszystkich cytatów w temacie co niemiara, a ja jestem leniwy, wybaczcie więc niekiedy zbyt drastyczne cięcia – swoim urokiem osobistym gwarantuję, iż żaden z nich nie został wyrwany z kontekstu. Przypisy w klamerkach wszędzie moje.

Niewolnictwo było jakimś punktem spornym [„casus belli” dla wojny secesyjnej], jednak najważniejszą przyczyną wojny był konflikt interesów gospodarczych Północy i Południa. Nawet kwestia niewolnictwa miała ekonomiczne podstawy. Być może stanowiła ona zagadnienie natury moralnej na Północy, gdzie dobrobyt generowały maszyny ciężkiego przemysłu, jednak na agrarnym Południu, gdzie uprawy rolne wymagały dużych nakładów siły roboczej, było to przede wszystkim zagadnienie natury ekonomicznej. To, że problem niewolnictwa był względnie mało istotną przyczyną wojny, jasno wyraził sam Lincoln podczas swojej kampanii prezydenckiej w 1860 r (…) „Mieszkańcy południowych stanów obawiają się, że dojście do władzy republikańskiej administracji zagraża ich własności, pokojowi i osobistemu bezpieczeństwu (…) Nie mam zamiaru, bezpośrednio lub pośrednio, ingerować w instytucję niewolnictwa w stanach, w których ona obecnie istnieje. Wierzę, że nie mam prawa tego robić i wcale się ku temu nie skłaniam.”

(…) Lincoln był rasistą w ścisłym tego słowa znaczeniu. (…) „Nie jestem i nigdy nie byłem zwolennikiem wprowadzenia w jakikolwiek sposób ani społecznej, ani politycznej równości białej czarnej rasy – nie jestem ani nigdy nie byłem zwolennikiem czynienia z Murzynów wyborców ani sędziów, ani też uprawniania ich do sprawowania urzędów czy poślubiania białych” (…) Nie znaczy to, że Lincoln pozostawał obojętny w stosunku do instytucji niewolnictwa, był on bowiem przekonany, że stanowiła ona pogwałcenie osobistej i państwowe moralności, ale wiedział także, że niewolnictwo stopniowo zanika na całym świecie – z możliwym wyjątkiem samej Afryki – i wierzył, że zniknie niedługo także w samej Ameryce zwyczajnie w wyniku działania naturalnych sił oświecenia w systemie politycznym (…)

Południe, które było przede wszystkim regionem rolniczym, musiało importować w zasadzie wszystkie towary z północnych stanów lub z Europy, które to regiony odwzajemniały się tworzeniem rynków dla bawełny z południa. (…) Republikanom [rządzącym] taki układ się nie podobał. (…) Twierdząc, że robią to w imię „interesu państwa”, nałożyli wysokie cło na niemal wszystkie pochodzące z Europy towary, które wytwarzano również na Północy. Nie dziwi, że nie nałożono cła na bawełnę, która najwyraźniej nie była towarem wagi państwowej. Jednym ze skutków było to, że kraje europejskie odpowiedziały wstrzymaniem zakupów bawełny z USA, co poważnie dotknęło południową gospodarkę. Innym skutkiem było to, że producenci z Północy mogli podnieść ceny, nie obawiając się konkurencji, a Południe było zmuszone więcej płacić za niemal wszystkie potrzebne artykuły. (…)

Lincoln był republikaninem i był całkowicie zależny od przedsiębiorców z Północy, którzy kontrolowali partię. (…)

I chyba najwięcej mówiący cytat:

Jednym z najwnikliwszych obserwatorów był w tym czasie kanclerz Niemiec Otto von Bismarck. (…) Bismarck stwierdził: „O podziale Stanów Zjednoczonych na federacje o równej sile zadecydowały na długo przed wojną secesyjną elity finansowe Europy. Bankierzy ci bali się, że USA, jeżeli dalej tworzyć będą jeden blok jako jeden naród, osiągną gospodarczą i finansową niezależność, co osłabi ich finansową dominację nad Europą i światem. (…) Wysłali zatem w teren swoich emisariuszy, którzy mieli wykorzystać niewolnictwo, aby skłócić ze sobą dwie części Unii. (…) Rozłam między Północą a Południem stał się nieunikniony. Władcy europejskich finansów poświęcili wszystkie swe siły, by do tego doprowadzić i obrócić w swoją korzyść”. Strategia była prosta, ale skuteczna. W przeciągu kilku miesięcy po pierwszym starciu zbrojnym Północy z Południem francuskie wojska zeszły na ląd w Meksyku. Do roku 1864 Meksykanów podbito, a francuski monarcha ustanowił Ferdinanda Maximiliana marionetkowym władcą. (…) W tym samym czasie Anglia wysłała jedenaście tysięcy żołnierzy do Kanady, gdzie kazała im zająć pozycję wzdłuż północnej granicy Unii, a także postawiła swoją flotę w gotowości bojowej.