Wczora z wieczora, pożegnawszy telefonicznie Żonę jadącą do Małej, wydałem z siebie głośne WHOAH! i zaprosiłem do siebie na weekend Chaos. Chaotycznie wypiłem dwa piwa, chaotycznie poszedłem na nocny TPS do ARSu i równie chaotycznie [bo na głodnego] nabawiłem się dzisiaj umiarkowanego kaca. A dzisiaj na śniadanie – lody algida z trzema plasterkami wędliny, popite ciepłą herbatą. Stwierdzam po raz enty, że jakkolwiek w życiowym RPG jestem raczej lawful, to jednak od czasu do czasu getting chaotic niezbędne jest dla nabrania w miarę dobrego samopoczucia, amen. Witaj, entropio.
* * *
Na TPSie – Salma Hayek i Penelope Cruz w żeńskim wydaniu Wild Wild West, czyli przedpremierowy pokaz Senoritas Bandidas [tak się toto chyba nazywało]. Film w zasadzie głupawy, meksykański western na wesoło – z wesołością obliczoną IMHO na szesnastoletnie siksy oraz na panią w okolicach lat dwudziestu pięciu, rozchichotaną ze swoim konkubinem za moimi plecami w kinie, co doprowadzało mnie do bladej furii. Ale… po odrzuceniu cezury wiekowej film w zasadzie da się oglądać lekko, łatwo i przyjemnie, czyli wieczór w sumie spędziłem tak, jak chciałem, chociaż wolałbym pewnie jakiegoś thrillera holywoodzkiego, gdzie bohater dostaje na końcu dziewczynę. Ale jak się nie ma, co się lubi, to się lubi ser podlaski.