Feminizm a pedofilia.

A ściślej: pedofilia a „ruchy kobietowyzwoleńcze”.

  1. Same feministki twierdzą, że – ogólnie mówiąc – ich ruch powstał na znak sprzeciwu wobec „męskiego przywództwa”, aka społeczeństwa patriarchalnego, itp. Odnosić się do tych rewelacji wyjątkowo dzisiaj nie zamierzam, odnotowuję tylko fakt.
  2. Wciąż zdroworozsądkowo – wobec każdej sytuacji niekomfortowej istnieją trzy wyjścia: akceptacja, ucieczka i walka. Logicznym jest więc, że w męskiej populacji „doświadczającej feminizmu” [niekoniecznie żonatej] niezerowa jej część szukać będzie ucieczki „w nieporadność”, przy czym czysto matematycznie – im większa populacja, tym więcej owych „uciekających”.
  3. Odsetek „słodkich idiotek” albo po prostu zwykłych kobiet, stanowiących naturalną przystań dla „uciekających w nieporadność” [uciekamy do tego, czego nam brakuje – widział ktoś pantoflarza, tłamszonego przez żonę, uciekającego w ramiona kochanki, też biorącej go pod but? Nie? Dziękuję za uwagę. Przypadki medyczne pomijamy.] zmniejsza się wskutek tejże propagandy, przesunięcia społecznych granic akceptacji, etc., etc.
  4. Natura vacuum abhorret. W sytuacji, w której populacja „kobiet zwykłych” pozostaje odwrotnie proporcjonalna do populacji „kobiet wyzwolonych”, logiczny kierunek rozwoju zdarzeń może być tylko jeden. Dziękuję za uwagę.

Od pewnej dyskusji z Cichym zmądrzałem na tyle, żeby nie wystawiać się na bezsensowny strzał semantyczny [boć przecież żaden inny!] i nie nazywać tego zjawiska „winą feministek”. Owszem, winy w tym nie ma – w rozumieniu prawa karnego. Żaden sąd nie weźmie najprawdopodobniej pod uwagę żoninej megierowatości jako okoliczności łagodzącej dla faceta, kolekcjonującego zdjęcia dzieci. Ale związek przyczynowo – skutkowy pomiędzy bardzo szeroko rozumianym feminizmem a pedofilią pozostaje.

9 myśli w temacie “Feminizm a pedofilia.

  1. Katolicyzm a pedofila:

    1. Stałym elementem nauki Kościoła jest zakaz seksu pozamałżeńskiego (a nawet w małżeństwie – antykoncepcji).
    2. Wobec każdej sytuacji niekomfortowej istnieją trzy wyjścia: akceptacja, ucieczka i walka. Logicznym jest więc, że w męskiej populacji „doświadczających katolicyzmu” niezerowa jej część szukać będzie ucieczki.
    3. Odsetek „wyzwolonych kobiet”, stanowiących naturalną przystań dla uciekających, zmniejsza się wskutek propagandy, przesunięcia granic akceptacji itd.
    4. W sytuacji, w której populacja „kobiet wyzwolonych” pozostaje odwrotnie proporcjonalna do populacji „kobiet zwykłych”, logiczny kierunek rozwoju zdarzeń może być tylko jeden.

    Oczywiście nie oznacza to winy katolików w rozumieniu prawa karnego. Ale związek przyczynowo – skutkowy pomiędzy bardzo szeroko rozumianym katolicyzmem a pedofilią pozostaje.

    Wierzę, że teraz bez trudu zauważysz co najmniej kilka idiotyzmów, które popełniłeś w notce – i na tym litościwie poprzestanę.

    Polubienie

    1. Analogia na siłę i do bani. Weź się bardziej wysil.

      1. Katolicyzm w zasadzie jest „opcją”, aktem woli. A nawet w przypadku akceptacji – z implementacją bywa przeróżnie. Ze społeczeństwa wypisać się nie możesz, wola nie ma tu nic do rzeczy.

      2. W większości przypadków NAWET JAWNA [a przecież jawna jest zwyczajnie niepotrzebna] kontestacja katolicyzmu poza jakimiś małymi wioskami nie grozi niczym, o ile masz jakiekolwiek cojones. Kontestacja społeczeństwa w tym przypadku grozi wszystkim, od dezaprobaty mainstreamowej na ustawodawstwie karno – skarbowym skończywszy.

      3. Jeśli katolickie normy w tym względzie okazują się dla kogoś nie do przejścia, „wystarczy je zwyczajnie złamać” i „po kłopocie”, ergo „wentyl bezpieczeństwa” jest dużo elastyczniejszy, niż zdaje się sugerować Twoja naciągana analogia. Rekonfiguracja „krajobrazu z feministką” jest dużo trudniejsza do realizacji, jeśli w ogóle.

      4. Śmiem twierdzić, że odsetek mężczyzn, „doświadczających katolicyzmu” na własne życzenie jest o parę rzędów wielkości większy, niż „doświadczających na własne życzenie feminizmu”, więc i skala zjawisk [if any] jest nieporównywalna. Nie zapominaj o starej prawdzie, że co do zasady po ślubie zmieniają się kobiety, a nie mężczyźni.

      Polubienie

  2. Facet, czy Ty na serio próbujesz mi wmówić, że katolicyzm w Polsce ma mniejszy wpływ na społeczeństwo (o prawie nie mówiąc), niż feminizm? Jeśli tak, to zmień dilera, bo ten komentarz jest jeszcze bardziej absurdalny niż sama notka i moja jej parodia.

    Polubienie

  3. Ależ facet, niczego nie zamierzam zmieniać. Czy mógłbyś doprecyzować cytatem swojego jakże błyskotliwego chochoła? Sugeruję lekturę p. 4 w moim komciu i zaprzestanie głoszenia andronów.

    Polubienie

  4. Cały ten komentarz obraca się wokół „opcjonalności” katolicyzmu, przeciwstawionej opresji feminizmu, tak jakby katolicyzm egzystował w próżni, a tylko feminizm w społeczeństwie – czy naprawdę muszę tłumaczyć, czemu jest to absurd?

    Polubienie

  5. Panowie, prośba techniczna: zechciejcie skanalizować Wasz jaskrawo widoczny butthurt w oparciu o coś więcej, niż tylko „a u Was biją Murzynów”, ustaliwszy wprzódy, czy faktycznie biją, bo każdy z Was twierdzi coś innego 😀

    Polubienie

  6. Zarówno notka, jak i Twoje komentarze są _wrong on so many levels_, że mógłbym kilka ekranów zapisać, wyliczając wtopy. Niestety nie chce mi się. Może kiedyś wykorzystam ten wpis jako modelowy przykład w notce o błędach w rozumowaniu (mam taką w planach od dawna), ale póki co musisz radzić sobie sam.

    Polubienie

  7. @Cichy: jak na razie to Twoja polemika ze „złem on so many levels” polega na a) wyciągnięciu chybionej analogii, b) postawieniu chochoła tak bezczelnego, że zęby bolą, c) podsumowaniu mojej notki w sposób, który można określić mianem dowolnym, tylko nie „sensownym”, d) zmuszaniu mnie do polemiki z Twoimi analogiami wyjętymi nie wiadomo skąd. Jeśli na podstawie takich „kontrargumentów” zamierzasz obalać cokolwiek, to już idę po popcorn 😛

    Polubienie

Dodaj komentarz