Produktywność, poziom radykalny.

LeechBlock shaczyłeś już dawno? Dałeś sobie spokój z blokowaniem dystraktorów, bo w przypływie prokrastynacji nauczyłeś się odblokowywać je szybciej, niż przełykać ślinę?

W sieci domowej jest na to sposób. W pracy robisz to na własną odpowiedzialność. Urzekające swoją prostotą jak wszystko, co genialne.

  1. Otwierasz $EDITOR.
  2. Wklepujesz dowolny, losowy ciąg znaków, packając palcami po klawiaturze w losowej kolejności.
  3. Otwierasz okno konfiguracji routera.
  4. Wprowadzasz pożądane blokady, zapisujesz zmiany.
  5. Do okna zmiany hasła routera kopypaścisz chaos z $EDITOR.
  6. Z największą prędkością, na jaką Cię stać, zamykasz bez zapisu $EDITOR – zanim się rozmyślisz.
  7. Cieszysz się dodatkowymi paroma godzinami dziennie.
  8. Usuwasz permanentnie przypadkowo zapisany jednak wcześniej plik z hasłem.

Oczywiście zawsze można się sproksować, zawsze routery wyposażone są w sprzętowy reset. Ale to zawsze pół minuty więcej na odsiecz kawalerii zdrowego rozsądku w nagłej potrzebie [bo przecież proxy dodałeś już wcześniej do blacklisty?]. A dla naprawdę zaciętych zawsze zostaje zalanie owego klawisza SuperGlue [ja do tego jeszcze nie doszedłem, ale też na razie nie było takiej potrzeby]. Nowy router i tak z pewnością wyjdzie Cię taniej, niż wszystkie godziny, stracone wskutek niezalania jego resetu.

12 myśli w temacie “Produktywność, poziom radykalny.

  1. No proszę. Za moich czasów to się nazywało uzależnienie i kwalifikowało się do leczenia psychiatrycznego. L4 gratis. Ale cóż, teraz to już pewnie niebawem homoseksualizm pozostanie jedyną chorobą na liście WHO… 😉

    Polubienie

  2. E no, aż tak tragicznie ze mną nie jest. Jestem pełnotłustą, odpowiedzialną za siebie jednostką, która tylko czasem ma ostrą fazę na niekoniecznie kanoniczny przebieg dnia. Ale nawet to mnie niekiedy wnerwia, a domowy LAN już dawno ustawiony, więc… 🙂

    Polubienie

  3. A wiesz, to zależy. Jak zdarza mi się mieć naprawdę CiągDoRoboty przez duże Ć 😉 to mało co jest mnie w stanie oderwać. Z pewną taką satysfakcją stwierdzam, że głównie ofiarą tych dystraktorów padają głównie dni, kiedy trzeba zrobić „robotę głupiego”.

    Polubienie

  4. All work and no play makes Jack a dull boy

    „Joy” lepiej by się rymowało. 😉

    A poza tym jest to bzdura. Jeżeli Twoja praca jest dla Ciebie nudna, sugeruję poszukać sobie innej. 😉

    Polubienie

  5. @swietomir: nie jest bzdura. W każdej pracy jest trochę rutyny. A wszystko co rutynowe nudzi. No i tez zabawa uruchamia poklady kreatywności. Każdy psycholog Ci to powie.

    A poza tym to był cytat! Lśnienie. The Shining. Klasyka filmu…

    Polubienie

  6. @yen: w komciach Świętomira w ogóle mocno odnajduję siebie i paru moich znajomych sprzed paru lat… Ciebie trochę też 🙂 Też byłem młody, piękny i ambitny, też mi się chciało i też używałem vi [no dobra.. ja skończyłem na chciejstwie i nano :)] oraz narzędzi z dużą ilością skrótów klawiszowych zamiast myszki.

    Jak znam życie, za jakiś czas Mu przejdzie. To, że my możemy tego nie doczekać, to już zupełnie inna sprawa… 🙂

    Polubienie

  7. @torero, ej, no. To jest nie fair. Pisząc w ten sposób ucinasz wszelką dyskusję. Bo jak tu dyskutować z argumentem „za parę lat zobaczysz…”? :p Może i zobaczę, chociaż nie chce mi się wierzyć. Tu naprawdę nie chodzi o „chcenie się”. Ja jestem leniwy i mnie się właśnie nie chce… klikać myszką. 😉

    Nano też kiedyś używałem do edytowania plików konfiguracyjnych z roota. I wiesz, co? Jak po może miesiącu, a może i niecałym, używania vima przypadkiem włączyło mi się nano, to uciekłem z wrzaskiem. Nano nie jest dla tych, którzy nie umieją vima. Ono jest dla tych, którzy boją się vima. Już podstawowa znajomość tego ostatniego czyni go znacznie lepszym edytorem niż nano, które – co tu dużo pisać – jest po prostu biedne. 🙂 Czy wrócę kiedyś do kolorowych okienkowych edytorów? Wątpię. Po to mam tę młodość, żeby porządnie opanować vima. Kiedy to zrobię, nie będzie mi się chciało wracać do okienek. 😉

    Chceniem się jest u mnie nauka nowych języków i narzędzi – tu się zgodzę. Chceniem się jest kodzenie własnych projektów po godzinach (a nie zawsze mi się chce, oj grubo nie zawsze ;)). Ale taką mam specyficzną pracę, że mogę (jak wczoraj) przez cały dzień nie napisać linijki kodu, bo wszystkie osiem godzin zje maintenance, rekonfiguracja już pracującego softu, spotkania z managementem (tudzież proces scrumowy [chociaż jak czytam/oglądam wykłady o agile’u, to widzę, że tak naprawdę mało ma to z oryginalnym scrumem wspólnego :p]) i korporacyjna formularzologia (przynajmniej nie jest [zbyt] papierowa). Więc to chyba zrozumiałe, że wieczorem chcę zrobić coś ciekawszego? Tylko zazwyczaj muszę się najpierw zdrzemnąć. :p

    Polubienie

Dodaj komentarz