Apologetycznie.

Żródło: https://beginningstreatment.com/the-difference-between-hallucinations-and-delusions/
Żródło: https://beginningstreatment.com

Najlepszy dowód na głupotę i irracjonalność ateizmu? Właśnie obserwujemy go na żywo.

Słuszność tezy – bezustannie podpieranej np. dowodami w postaci wiary w horoskopy / New Age – że potrzeba transcendencji zakodowana jest w każdym z nas znacznie głębiej, niż tylko na poziomie głupich tłumaczeń typu „objaśniania świata” czy „tłumaczenia własnych porażek”, potwierdza się właśnie znowu w całej swojej cyklicznej okazałości.

Nie da się otworzyć lodówki, żeby nie wyskoczyła z niej Olga Tokarczuk jej zawiasy nie zaskrzypiały zachęcająco do pójścia na wybory. W tym miejscu mógłbym znów powyżywać się stylistycznie, barwnie opisując miejsca i okoliczności, z których kompletnie nie znani mi ludzie, o kompletnie nie znanych mi poglądach, zachęcają mnie, kompletnie nie znając moich poglądów, do pójścia na wybory. Ale nie mam czasu – a i tak wszyscy wiedzą, o co chodzi.

Za cholerę, naprawdę za cholerę nie rozumiem raison d’être, stojącej za masową nagonką [w znaczeniu naganiania, nie nagonki ;)] na ów proces. Serio, od wielkiej biedy da się zrozumieć, że na wybory naganiają [nazwiska przypadkowe] Hołdys, Morawiecki, Zandberg czy Braun. Ciężko zakładać racjonalnie, że na wezwanie np. jakiegoś „salonowca” radośnie do urny pobiegnie zwolennik Konfederacji. Albo odwrotnie. To jeszcze nosi jakieś znamiona sensu.

Ale te wszystkie ekscytacje bardziej lub mniej statystycznych? Radosne statusy na fejsie, tyrady przeróżnych w przekaziorach, artykuły prasowe… Serio? Nie potrafię wytłumaczyć tego niczym innym, jak albo całkowitym zdziecinnieniem – że ojciec dał ośmiolatkowi kierownicę, żeby troszkę nią pokręcił, a dorosły i tak pojedzie tam, gdzie ma jechać – albo myśleniem magicznym. Że pojedynczy głos cokolwiek zmieni. Że ktoś o nas zadba. Że jeszcze będzie przepięknie, jeszcze będzie normalnie. A czy utyskiwanie już „dzień po” na społeczeństwo niedorosłe do demokracji – na co nawiasem mówiąc znów się zanosi – nie przypomina pretensji o niewysłuchane modlitwy?

A ja? Idę, dlaczego mam nie iść. Idę z ekscytacją, jaka towarzyszy mi na ogół przy załatwianiu potrzeb fizjologicznych. Rozumiejąc z przerośniętym wyrachowaniem, że pojedynczy mój – i Twój – głos równy jest co do siły rażenia mocy lajka pod kolejnym niusem o przemocy czy pożarze Notre Dame. Rozumiejąc, że realnie można wpłynąć na świat nie nieuzasadnionym entuzjazmem, ale albo górą szmalu, albo zaangażowaniem na najmniej pół etatu. Popierdółką nikt niczego jeszcze nie zmienił.

Zakładając, że jednak nie wszyscy głosujący są infantylni, resztę rozentuzjazmowanych tym cyrkiem w przerwie na kawę mogę oskarżyć więc jedynie o podświadome poszukiwanie sacrum. QED.

10 myśli w temacie “Apologetycznie.

  1. @rozie: mam świadomość, że niepozostawianie takich notek bez odpowiedzi to aksjomat Twojego RiGCZu – ale może byłbyś jednak łaskaw polemizować na temat?

    @Cichy: w taki, że jeśli zaakceptujemy naturalność „myślenia magicznego” [chwilowo nie odnoszę się oczywiście do konkretów], to logicznym staje się uznanie ateizmu za pewną formę irracjonalności.

    Rysunek w zasadzie mówi prawdę w swoim sarkazmie. Dyskusje internetowe mają w zasadzie podobną wartość, co agitacje polityczne – a jeśli minimalnie większą, to w części merytorycznej.

    Polubienie

    1. > jeśli zaakceptujemy naturalność „myślenia magicznego” [chwilowo nie odnoszę się oczywiście do konkretów], to logicznym staje się uznanie ateizmu za pewną formę irracjonalności

      Nie widzę tu żadnego logicznego związku. „Naturalność” a „racjonalność” to dwie zupełnie różne rzeczy i jedno z drugiego nijak nie wynika.

      Polubienie

    2. No właśnie było na temat. Rzuciłeś tezę, że głosowanie to myślenie magiczne, bo pojedynczy głos nie ma znaczenia. Tyle, że to fałsz, a co można w logice z fałszu wywnioskować – wiadomo.

      Polubienie

      1. @rozie: Teraz dla odmiany mylisz dwie rzeczy. Niewiele się różniące, ale jednak.

        Pisałem o myśleniu magicznym, stojącym za założeniem celowości namawiania do wyborów przez nie wiadomo kogo. Jeśli – jak to mówi teraz młodzież – jakiś anon napisze na fejsie „chodźcie do wyborów!”, a ktoś nawet przypadkowo go posłucha i pójdzie, to co w tym momencie urosło, poza [przy maksymalnie dobrej woli] matematyczną legitymizacją władzy? Przecież nawet nie wiadomo, czy ów „dodatkowy” zagłosował zgodnie z ideą anona! A i na mądrość wyboru nie wpłynęło to z pewnością, bo niby jak?

        Ty z kolei piszesz o znaczeniu głosu pojedynczej osoby. Poprosiłbym wrednie o jakikolwiek link, gdzie od ’89 r. w PL jeden głos w parlamentarnych/prezydenckich zadecydował o czymkolwiek [bo w przesiąkniętych demokracją mediach o takim przypadku trąbiono by przecież na dachach ulic], a następnie wykazanie, że ów „magicznie” wybrany poseł zadecydował swoim DECYDUJĄCYM głosem o czymkolwiek, ale nie w tym rzecz. Miałoby to zapewne tyle samo sensu, co próba namówienia Cię na obstawienie grubszej kasy na zajście zdarzenia pt. „Polityk X zostanie wybrany jednym głosem Roziego w nadchodzących wyborach”.

        Śmieję się po prostu z czyichś POJEDYNCZYCH nadziei na zmianę systemu tak samo, jak Ciebie bawią zapewne bywalcy kościołów. W gruncie rzeczy jednak obydwa te zjawiska mają taką samą, „irracjonalną” podstawę, o której piszę właśnie w notce – bo zgodzisz się chyba ze mną, że w codziennym życiu aksjomat „przyczynowości”, będący podstawą naszego funkcjonowania, definiowany jest jednak przez „nieco” większe prawdopodobieństwa.

        A skoro wiara w rzeczy tak krańcowo nieprawdopodobne z jednej, nieweryfikowalne [no, powiedzmy…] z drugiej rozciąga się u nas jednak od Annasza do Kajfasza, może warto jednak dopuścić do siebie cień wątpliwości, że taka postawa może być jednak wyrazem jakiegoś nie do końca rozłożonego naukowo na czynniki pierwsze, słusznego instynktu?

        Z łańcuszkiem „ateizm jest nienaturalny. Czyli nienormalny. Czyli jest zboczeniem/trzeba to leczyć” zgadzam się generalnie do drugiej kropki i ani kroku dalej. Dość ma dzień swoich zmartwień, żeby zawracać sobie jeszcze głowę osobami przywiązującymi irracjonalnie nadmierną wagę do swojego głosu w wyborach 😉

        Polubienie

      2. > ateizm jest nienaturalny. Czyli nienormalny.

        Masa ludzkich zachowań jest nienaturalna (noszenie ubrań, pisanie i czytanie, powstrzymywanie się od dania w mordę komuś kto nas drażni i legion innych), więc rozumiem, że według tej logiki „normalność” skończyła się gdzieś tak w okolicach zejścia z drzew?

        Polubienie

      3. Namawianie do głosowania ma sens. Legitymizacja władzy, wzmocnienie demokracji itd. Już samo pójście lub nie na wybory jest formą głosu. Miałem o tym notkę: https://rozie.jogger.pl/2007/10/18/jak-madrze-nie-glosowac-w-wyborach/
        Matematycznie bardzo ładnie wyraził to niedawno znajomy: nie głosując w wyborach głosujesz proporcjonalnie na partie tak, jak ci co głosowali.

        > Przecież nawet nie wiadomo, czy ów „dodatkowy” zagłosował zgodnie z ideą anona!

        Pojedynczy? Owszem, nie wiadomo. Statystycznie? Można to wyliczyć, z określonym prawdopodobieństwem. Szczególnie, jeśli wiesz kogo namawiasz, co nie jest takie trudne do określenia. Targetowanie po wieku i wykształceniu w mediach to nie rocket science. W przypadku sieci targetować można dużo precyzyjniej.

        Wybranie jednym głosem konkretnego polityka itp. – to tak nie działa, zwykle, oczywiście. Natomiast jakieś minimalne prawdopodobieństwo jest. A nawet wpływ, bo podział mandatów nie jest proporcjonalny, a głosowania nie zawsze są w pełnym składzie. Więc o ile szanse na to, że konkretny kandydat wejdzie lub nie są minimalne, o tyle jest to realne opowiedzenie się za konkretną opcją. Czy też raczej jej deklaracją.

        > W gruncie rzeczy jednak obydwa te zjawiska mają taką samą, „irracjonalną” podstawę, o której piszę właśnie w notce – bo zgodzisz się chyba ze mną, że w codziennym życiu aksjomat „przyczynowości”, będący podstawą naszego funkcjonowania, definiowany jest jednak przez „nieco” większe prawdopodobieństwa. – bo zgodzisz się chyba ze mną, że w codziennym życiu aksjomat „przyczynowości”, będący podstawą naszego funkcjonowania, definiowany jest jednak przez „nieco” większe prawdopodobieństwa.

        Zdecydowanie się nie zgodzę co do tego, że mają taką samą podstawę. Najmniejsza wartość prawdopodobieństwa jest czymś innym, niż zero. Kropla benzyny w baku ma przyzerowy wpływ na odległość, jaką pokona samochód. Ale i bak uzupełnisz po kropli do pełna, i wpływ jest. Mały, ale jest. Wpływ modlitwy na zdolność samochodu do pokonania dystansu jest – w przeciwieństwie do kropli benzyny – zerowy.

        > taka postawa może być jednak wyrazem jakiegoś nie do końca rozłożonego naukowo na czynniki pierwsze, słusznego instynktu.

        Nawet jeśli, to dlaczego od razu słusznego?

        Polubienie

  2. Jak dla mnie cała ta nagonka i szum i podkreślanie ważności głosowania to zasadniczo tylko prawda półostateczna (cytując klasyka).

    W jednym obozie liczą że większa frekwencja zwiększy legitymację władzy jedynej słysznie rządzącej partii. W drugim obozie liczą na aktywizację ukrytego elektoratu, który na pewno jest przecież oczywiście przeciwko [aktualnemu] rządowi tylko jakoś do tej pory nie głosował i tylko przez to opozycja jest opozycją a nie u władzy.

    To jest pół przysłowiowej dupy zza krzaka, bo głosowanie jest, owszem, ważne, przecież w końcu to jest demo w kracji, nie? Ale ważniejsze jest żeby głosować świadomie, a nie tak jak teraz, że jest to niemal odruch bezwarunkowy – oddać głos na „swoich”. Nie wiem dlaczego i co oni reprezentują, ale to swoi, więc na kogo? Społeczeństwo musi się nauczyć rozmawiać. Dyskurs polityczny musi wyjść z piaskownicy.

    Prawdziwa walka to walka z apatią społeczeństwa, a nie naganianie do urn „bo tak”.

    I ja też nie mam pojęcia jaki tu jest związek z rzekomą absurdalnością ateizmu 😉

    Polubienie

Dodaj komentarz