Wszystko, co chcielibyście wiedzieć o GTD, ale nie to, że boicie się spytać, ile po prostu się nie spytacie, bo nie macie na to czasu.

Od dłuższego czasu dostaję od Forka sromotne baty w memo. Raz za razem, bez odnotowanego wyjątku. Gdyby ktoś przed momentem dopiero się był odhibernował albo jeszcze nie ma dzieci, zasady są banalne. O czym to ja? Aha, że sromotne baty. I to raz za razem. Bez odnotowanego wyjątku. W memo od Forka. Że dostaję.

Z początku składałem to na karb czającej się za płotem starości, przemieszanej z dumą i radością, że „I watch them grow, they’ll learn much more than I ever know”. A wczoraj do rzeczonego mema usiadła z Forkiem TŻ i z marszu nawet jeśli go nie puściła w skarpetkach, to w każdym razie ograła. I do mnie w te słowa: „Co ci z tego GTD, jeśli w ogóle nie ćwiczysz pamięci?” I pomyślałem sobie: „Do kroćset, to może być prawda”.

Gdyby ktoś przed momentem dopiero się był odhibernował, jednym z głównych komponentów GTD jest system przechowywania zadań – „listy zadań” są dobrym uproszczeniem, ale jednak to wciąż tylko przybliżenie. Do systemu w myśl idei przewodniej winniśmy wrzucać literalnie wszystko, co zalega nam w głowie do zrobienia, i jest to warunek konieczny do osiągnięcia nawet nie tyle większej efektywności działania, ile – co kto lubi – niezależnego od aktualnego strumienia pracy uczucia luzu i panowania nad swoim życiem. Od dawna podejrzewałem podskórnie, że ceną do zapłacenia za ten komfort może być zanik pewnych mechanizmów owej „pamięci podręcznej” właśnie. Epizod z memo zdaje się tę smutną konstatację potwierdzać, choć oczywiście nie musi on wynikać z GTD, a jedynie może wskazywać na również smutny truizm, że nie zawsze będziemy piękni dwudziestoletni. Przydałaby się większa próbka badawcza, może coś znajdzie się na Świętach [acz świeżo zanabyta „Historia” stwarza pewne wątpliwości]. Ale to na marginesie. Niepokojącym skutkiem ubocznym „zaniku pamięci krótkotrwałej” mogą być również te [szczęściem relatywnie krótkie – jeszcze…] momenty, w których człowiek siedząc przy pracy bez kawy nie wie za chińskiego boga, za co się wziąć, co myśleć i co miał przed momentem zrobić. Składanie tego na karb GTD to jednakże przejaw wyjątkowo złej woli, gdyż widzę to dokoła siebie – również wśród ludzi, których o zaawansowane techniki samoorganizacyjne nigdy nie śmiałbym podejrzewać. Dużo bardziej prawdopodobne, że to po prostu prozaiczna SKS.

Skoro jestem przy meandrach GTD – drugą sprawą, która od dawna leżała mi na wątrobie, jest [odnotowane gdzieś tam nawet przez Allena] uczucie „nadmocy”. Umysł człowieka dorosłego i umiejącego cokolwiek, uwolniony [w zasadzie z dnia na dzień] od konieczności przechowywania pierdyliona drobiazgów ma tendencję do równie nagłego przeszacowywania swoich możliwości. Rzecz – o ile znana i kontrolowana – w najlepszym razie kończy się na łagodnym zwrocie w lepszą stronę, w wariantach gorszych – w próbie łapania pięćdziesięciu srok za ogon [w porównaniu z dziesięcioma sprzed wdrożenia GTD…] oraz ogólnie w chęci porywania się z motyką na słońce. Na ogół to przechodzi, ale niekiedy trzeba to odchorować – im szybciej stworzysz swoją hierarchię rzeczy naprawdę ważnych [w miejsce dotychczasowego gaszenia pożarów i rzeczy, których ważność definiujesz przez pryzmat czasu, pozostałego Ci po pracy, zrobieniu zakupów, przejrzeniu fejsa, śnie i czynnościach fizjologicznych], tym lepiej.

Po jednej stronie mamy więc zanik, jeśli nie degenerację, czegoś w rodzaju „pamięci krótkotrwałej” i „dokuczliwość uczucia nadmocy”. Obie rzeczy występujące w zasadzie incydentalnie, o ile nie zarabiasz na życie grą w memo. Po drugiej – spokój, luz, uczucie kontroli [a przynajmniej ogarniania] własnych śmieci i [zapewne subiektywna, jak powiedzą Wasze Kobiety] możliwość skupienia się na rzeczach naprawdę istotnych i Mania Czasu Naprawdę Na To, Co Trzeba [wpis o wyjątkach w drodze]. Zostaliście formalnie ostrzeżeni, choć jak dla mnie bilans jest jasny i oczywisty. Ale z ręką na sercu – spodziewaliście się tutaj innej konkluzji?

5 myśli w temacie “Wszystko, co chcielibyście wiedzieć o GTD, ale nie to, że boicie się spytać, ile po prostu się nie spytacie, bo nie macie na to czasu.

  1. Sądzę, że jeżeli zmodernizujesz swoje GTD w ten sposób, że na czele wszystkich list umieścisz nauke brydża, to roblemy z pamięcią krótkotrwałą mogą zaniknąć. Lub stać się częstsze i bardziej frustrujące w zależności od zaangażowania.

    Ja tak zrobiłem i nie narzekam. Co więcej, sądzę, że zrobiłem to znacznie efektywniej. Ponieważ zacząłem od umieszczenia brydża na czele wszystkich list. Ponieważ na nic więcej nie ma czasu, nawet wprowadzenie jakichkolwiek list okazało się zbyteczne. Oszczędność czasu, pieniędzy i brazylijskich lasów. Już można bić brawo i ustawiać się w kolejce z medalami.

    xD

    Polubienie

  2. To se ne da. Znajomi, z którymi bardzo okazyjnie grywamy, nie mogą nachwalić się naszej opanowanej do perfekcji licytacji intuicyjnej. Niby upewniam się głośno co drugi raz do do ilości PCs trzymanych u TŻ, ale nasi przeciwnicy już się chyba na to nie nabierają 😛 Ale skoro coś działa, to po co to zmieniać? Może lepiej nauczę się paru fajnych wierszy, zawsze miałem ochotę na panaujejski „Maraton” na przykład. Choć i tak nie jestem do końca pewien, czy to właściwy rodzaj pamięci…

    Polubienie

  3. Wiersze są ok, na pamięć krótkotrwałą, ale trzeba sobie odpowiednią metodę wybrać. Metoda mnichów jest idealna. Przy okazji prócz krótkotrwałej ćwiczysz długotrwałą. Polecam.
    A potem możesz szpanować wykutym na blaszkę panaujejskim Maratonem 😉

    Polubienie

Dodaj komentarz