Gdybym miał syna, miałby na imię Kubuś. Uczyłbym go polityki i wojny, a nadto modelarstwa, genealogii, kontrrewolucyjnego nastawienia do życia i wielu innych rzeczy.
I pewnie odprowadzałbym go do przedszkola. I któregoś dnia mogłoby się zdarzyć, że do owego przedszkola nie chciałby pójść. Pani przedszkolanka na widok płaczącego chłopczyka spytałaby pewnie z troską, co się stało. A wtedy ja z nieobecnym wyrazem twarzy [lubię przybierać nieobecny wyraz twarzy, niewerbalna sygnalizacja hierarchii ważności moich problemów z miejsca ustawia konwersację] odparłbym roztargniony:
– Że co proszę? Och, nie ma się czym przejmować, to tylko kryzys kubański.
No tak, „gdyby” 😉
PolubieniePolubienie
@Lotta: póki co nadrabiam Córkami 🙂
PolubieniePolubienie
A on jako buntownik znienawidziłby te nauki i został urzędnikiem skarbowym 😉
PolubieniePolubienie
Mk 13,12.. 🙂
PolubieniePolubienie
Uwaga będzie suchar nad suchary.
Przychodzi Trynkiewicz do sklepu spożywczego i mówi:
– Poproszę małego Kubusia…
PolubieniePolubienie
A jakim samochodem jeździ Trynkiewicz? Maluchem.
PolubieniePolubienie