Z zamyśleń przedpołudniowych.

Gdybym miał syna, miałby na imię Kubuś. Uczyłbym go polityki i wojny, a nadto modelarstwa, genealogii, kontrrewolucyjnego nastawienia do życia i wielu innych rzeczy.

I pewnie odprowadzałbym go do przedszkola. I któregoś dnia mogłoby się zdarzyć, że do owego przedszkola nie chciałby pójść. Pani przedszkolanka na widok płaczącego chłopczyka spytałaby pewnie z troską, co się stało. A wtedy ja z nieobecnym wyrazem twarzy [lubię przybierać nieobecny wyraz twarzy, niewerbalna sygnalizacja hierarchii ważności moich problemów z miejsca ustawia konwersację] odparłbym roztargniony:
– Że co proszę? Och, nie ma się czym przejmować, to tylko kryzys kubański.

6 myśli w temacie “Z zamyśleń przedpołudniowych.

Dodaj komentarz