Odruchy i przemysł tekstylny.

Przykurzony już nieco hyr dokoła niedawnych wystąpień p. Krystyny Pawłowicz [tempo przykurzenia każe mi przekornie sądzić, że to klasyczne wrzuty dla wytłumienia jednej czy drugiej rysy na szkle tolerancji i ogólnej miłości, no ale mniejsza] skatalizował tłumioną od dawna z braku czasu chęć rozprawienia się z jednym z istotniejszych zabobonów ćwierćinteligencji – no i mam za swoje, bo w tzw. międzyczasie lolcontentu do notki zrobiło mi się trzy razy więcej. Ale po kolei.

Najpierw „Get the facts”, jak mawiają w małym miękkim. Wesołe towarzystwo poprzyczepiało się do p. Pawłowicz za [rzekome] obelżywości, jakich dopuściła się pod adresem Marszu Szmat, takich jak np. „Widziałam zaproszenie na ten marsz i muszę przyznać, że w życiu nie spotkałam się z czymś tak ohydnym. Ci ludzie chyba nie mają godności.(…) Trzeba było wyznaczyć im miejsce w ZOO czy na podwarszawskich polach. Niech tam epatują swoją golizną i wulgarnością, wzajemnie wyzywają i tarzają w błocie. Centrum Warszawy nie należy do ludzi zboczonych i wynaturzonych.” [wiki]. I pewnie jeszcze jakichś innych. Ojej. Ale chyba nie o to poszło… oddajmy głos samej zainteresowanej:

Obrażających się na mnie za mój komentarz w TVN24 nt. „Marszu Szmat” kieruję pod właściwy adres, tj. na strony Fabryki Równości – organizatora marszu, który zapraszał do udziału następującym tekstem (o ile jeszcze tego nie zdjęto). Cytuję za organizatorami:

„…dziwki i dżentelmeni, damy i żigolaki, kurtyzany i alfonsi, napalone queery i wyzwoleni feminiści, cudzołożnice i jawnogrzesznicy, fetyszystki i transwestyci, córy Koryntu i sukinsyni, nierządnice i sutenerzy, dominy i niewolnicy, ladacznice i stręczyciele, dewiantki i puszczalscy, święte prostytutki i sprośni utrzymankowie, sodomitki i zbereźnicy, poliamorystki i swingerzy, wszetecznice i rozpustnicy, nimfetki i satyrzy, bezwstydnice i erotomani, cyklistki i pedały… to jest nasza noc. Duszą, ciałem i seksem świętujemy 1. warszawski Marsz Szmat (Slutwalk)…”

Po marszu organizatorzy przewidzieli m. in. następujące imprezy: „Sodoma. Zdziry & libertyni”, „Zboczenie na scenie” czy „Rozpusta na parkiecie”.

[link]

Paradne, doprawdy. Proszę nie mówić mi tu o konwencjach wypowiedzi – obowiązują one tylko i wyłącznie w zamkniętych kręgach. O marszu szmat można umownie rozmawiać w tzw. środowiskach. Jeśli z takim słownictwem wychodzi się do, jak to się teraz mówi, przestrzeni publicznej, należy liczyć się z tym, że uczestnicy owej przestrzeni publicznej zlekce sobie ową umowność / kod / nomenklaturę ważą.

Nie raz i nie dwa razy obrywało mi się tutaj [fakt, ciągle od tych samych dwóch, ale zawsze] za używanie „jakichś akronimów internetowych”, dobrze znanych – wydawało mi się w swojej naiwności – w podzbiorze osób, dla których inet jest od dawna czymś dużo więcej, niż tylko ikonką na pulpicie. Nie raz i nie dwa „libertariańska ekstrema” z minibio po prawej została wykorzystana w sposób nie do końca mi odpowiadający. Jednym z ulubionych leitmotiwów ateizmu licealnego [odróżnialnego od ateizmu gimnazjalnego poprzez fakt, że do a.l. trzeba już mieć jakąśtam wiedzę] jest wszakże manewr, polegający na przenoszeniu pojęć [czy może precyzyjniej – słownictwa], nazwijmy je, teologicznych, w środowisko kompletnie mu obce i dokonywanie na nim tam żartów wybrednych mniej lub bardziej [żartowałem, żartów wybrednych bardziej nie stwierdzono]. A teraz owo towarzystwo „ladacznic i stręczycieli, dewiantek i puszczalskich” etc. płacze nad rozlanym mlekiem. A nawet – śmiem twierdzić – nie oni; robi to w ich imieniu bystra ćwierćinteligencja, urabiana przez wyroby mediopodobne, które najwyraźniej w nawale pracy dziennikarskiej nie miały czasu wspomnieć, iż KP [zbieżność inicjałów przypadkowa, acz zauważona :P] czytająca te farmazony dokonuje cytatu, a nie wypowiada się własnymi słowami.

Kolejne niewybaczalne, popełnione przez tzw. środowiska, to import do tzw. przestrzeni publicznej języka chamstwa i rynsztoku. Owszem, nie oni pierwsi. Owszem, przed nimi jest Palikot, wcześniej Niesioł, przed nim Urban, jeszcze wcześniej pewnie cała masa ludzi – również pewnie z drugiej strony – którzy przed kamerami wypowiadają słowa, których nie powtórzyliby w domu [choć kto ich tam wie…] I tylko nikt nie zdaje sobie sprawy, że merdia w jakimś stopniu kształtują percepcję rzeczywistości. Owszem, ulica mówi inaczej. Owszem, przystanki mówią inaczej. I owszem – im częściej o kobietach mówi się per „szmaty”, tym do większej ilości osób to skojarzenie na jakiś poziom świadomości przesiąknie. Im częściej powtarza się pewne słowo na „k”, tym uważamy je za normalniejsze [to tak a propos firmowanego publicznie przez tych samych „urażonych niedotykalskich” Dni Cipki]. Kto sieje wiatr, zbiera burzę.

Cały ten zgiełk oparł się wreszcie, jak wspomniałem na początku, o jeden z modniejszych mitów ćwierćinteligenta – negację frazy w zgrubnym kształcie „kobieta ubrana jak zdzira sama jest sobie winna”. Aż dziw bierze, że ktokolwiek świadomy swojej przynależności gatunkowej pozwala sobie na głośny sprzeciw wobec tej frazy. Hype jest tak wielki, że ulegają mu jednostki skądinąd inteligentne, jak choćby mocno gardłujący o to n3m0…

Diabeł tkwi w definicji „winy”. Gwałt jest winą umyślną gwałciciela, bez dwóch zdań [przypadki większej lub mniejszej „gry” o nieoczekiwanym finale chwilowo pomijam]. W akcie, hm, imisji, winny [jeśli mowa o gwałcie] jest tylko, hm, imitent. Ale zostawmy winę umyślną…

Istnieje bowiem jeszcze pojęcie winy nieumyślnej. Nie wdając się w szczegóły dla prawników – jest to każda forma zaniedbania czy niedołożenia należytej staranności. Inspektor budowlany, dokonując odbioru budynku, który waląc się pół dnia później grzebie kilka rodzin, nie przykłada bezpośrednio ręki do piłowania elementów stropów – jego wina to brak nadzoru. Klient Amber Gold nie kradnie niczyich pieniędzy – jego wina to brak dołożenia należytej staranności. Pokerzysta-amator, wchodząc między szulerów nikogo nie oszukuje – jego wina to brak rozeznania/ rozsądku.

Powtarzającym, że gwałt nijak nie jest winą kobiety ubranej tylko w marzenia, którzy doczytali do tego miejsca, a krew jeszcze nie zalała im ócz, proponuję prosty eksperyment. Mówcie osobom z poprzedniego akapitu, że to nie ich wina. Pogłaszczcie po główce inspektora, że on nie winowat – „j*ło, to j*ło, mówi się trudno”. Niech po wypuszczeniu z pudła dalej odbiera budowy na gębę albo na flaszkę. Człowieka, który naciął się na Amber Gold, dalej głaszczcie po główce. Niech dalej jest przekonany, że w zakres „szwajcarskiego scyzoryka” ciułacza żadną miarą nie wchodzi podstawowe rozeznanie inwestycyjne, a wszystko powinno załatwić za niego megasprawnie przecież działające państwo i organy ścigania. Powtarzajcie frajerowi, że widać trafił na złych ludzi i że w grze po spelunach z szemranym towarzystwem nie ma nic złego, jeśli nie umie się grać. Mówcie im wszystkim, że mają moralną słuszność, tylko świat się nie poznał.

Powtarzajcie kobietom, że w gwałcie, będącym pochodną nocnego, półnagiego spaceru po zapuszczonym parku / imprezy w podejrzanym towarzystwie, nie ma nic złego ani niebezpiecznego. Mówcie im, wszystkim, że słuszność jest po ich stronie, że „Nie znaczy nie”, że to ubranie, nie zaproszenie, tylko zły świat się na nich nie poznał. Dobra robota, lemingi.

* * *

A tak zupełnie na marginesie i w perspektywie ultraszerokiej, bez odniesień do poprzedniej sekcji. Mając do wyboru dwie skrajne bramki: „to wszystko moja wina” i „poczuj się miło, to nie twoja wina” wybieram statystycznie bramkę nr 1. Chrzanić dobre samopoczucie; branie wszystkiego na klatę, jakkolwiek owocujące niekiedy [niekiedy, powiadam] kompleksami, to dla sensownie ukształtowanej jednostki nieustający bodziec do samorozwoju. Mocni ludzie z miasta starają się słabości przekuć w siłę – i nie mam tu na myśli wyłącznie dążenia do świętości, choć to też; jeśli masz cel i świadomość, że możesz wiele [co paradoksalnie wypływa właśnie z poczucia winy! nie możesz czuć się winnym za coś, na co nie masz wpływu!], wówczas „sky is the limit”. Ale jeśli na okrągło, dla iluzorycznej przyjemności i dobrego samopoczucia, twierdzisz, że to nie twoja wina, wówczas świat jawi się dla ciebie jako otoczenie z gruntu na nic niepozwalające, pełne układu, znajomości, Kaczyńskiego / Tuska i całej masy bytów, wśród których ty – jedyny i ostatni doskonały – nie masz szans na rozwinięcie skrzydeł. Więc nawet się nie wysilisz. A za dwa miesiące znów przejedziesz się na jakimś wynalazku Plichty albo pójdziesz bez majtek na Plac Centralny w sobotę po północy.

Albo na jakieś inne Mistrzejowice. Nie wiem, nie chadzam.

30 myśli w temacie “Odruchy i przemysł tekstylny.

  1. To jest czysta manipulacja, kiedy mówisz:

    „Powtarzajcie kobietom, że w gwałcie, będącym pochodną nocnego, półnagiego spaceru po zapuszczonym parku / imprezy w podejrzanym towarzystwie, nie ma nic złego ani niebezpiecznego.”

    „Złe”, a „niebezpieczne” to dwie różne rzeczy. Każdy rozsądny człowiek zdaje sobie sprawę, że skąpe odzienie może prowokować gwałciciela, za to żadnemu rozsądnemu człowiekowi nie przyszło by do głowy przypisywać z tego powodu winy, umyślnej czy nie umyślnej, zgwałconej kobiecie, i tym samym usprawiedliwać gwałcicieli! Porównanie kobiety która „nieodpowiednio” się ubrała i została zgwałcona do zaniedbania instruktora budowlanego jest obrzydliwe i idiotyczne… Równie dobrze mógłbyś powiedzieć o ofierze zastrzelonej przez szaleńca, że mogła przecież nosić kamizelkę kuloodporną, więc to jej „wina nieumyślna”. Wszystko brednie ubrane w mądre słowa…

    Polubienie

  2. Idąc Twoim tokiem rozumowania ktoś kto został zamordowany w celu zrabowania telefonu jest „winnien nieumyślnie” (perfidne sformułowanie i jego użycie w prawie nie czyni go prawdą objawioną), bo mógł nie obnosić się z bogactwem…

    Polubienie

  3. Każdy rozsądny człowiek zdaje sobie sprawę, że skąpe odzienie może prowokować gwałciciela, za to żadnemu rozsądnemu człowiekowi nie przyszło by do głowy przypisywać z tego powodu winy, umyślnej czy nie umyślnej, zgwałconej kobiecie, i tym samym usprawiedliwać gwałcicieli!

    No właśnie mam wrażenie, że nie rozróżniasz tych dwóch rodzajów win, a sam spór jest czysto gramatyczny. Jeśli zgadzasz się ze mną, że nocne spacery czy pewne zachowania to narażanie się na niebezpieczeństwo / proszenie się o kłopoty, to de facto różni nas tylko stopień akceptacji stwierdzenia, że lekkomyślne narażenie się na owo niebezpieczeństwo jest rodzajem winy. A wtedy cały spór sprowadza się do bitwy na etykietki.

    Wina [w sensie uczynku] może mieć tylko jednego sprawcę. Kropka.

    Porównanie kobiety która „nieodpowiednio” się ubrała i została zgwałcona do zaniedbania instruktora budowlanego jest obrzydliwe i idiotyczne…

    Niczego takiego nie robię. Wskazuję podobieństwa w, powiedzmy, winie nieumyślnej. Choć z inspektorem budowlanym po namyśle przykład faktycznie nieszczególny, bo doglądanie należy do jego obowiązków.

    Polubienie

  4. Idąc Twoim tokiem rozumowania ktoś kto został zamordowany w celu zrabowania telefonu jest „winnien nieumyślnie” (perfidne sformułowanie i jego użycie w prawie nie czyni go prawdą objawioną), bo mógł nie obnosić się z bogactwem…

    Trochę nie tak, ale generalnie masz rację. W tym przypadku niekoniecznie „bo obnosił się z bogactwem”, tylko raczej „bo łaził po dziwnych miejscach o dziwnych porach”. Ale jeśli został zabity w biały dzień na ruchliwej ulicy, to w pewnym sensie „dołożył należytej staranności” i winić go za to nie można. Wszystko sprowadza się do czegoś na kształt „kalkulacji prawdopodobieństwa nieszczęścia”.

    Polubienie

  5. Cały ten zgiełk oparł się wreszcie, jak wspomniałem na początku, o jeden z modniejszych mitów ćwierćinteligenta – negację frazy w zgrubnym kształcie „kobieta ubrana jak zdzira sama jest sobie winna”.

    Swoją drogą, mamy jakieś badania naukowe potwierdzające/obalające ten mit?
    Czy może jest to tylko takie wnioskowanie… hmmm… n3m0 na pewno znalazłby jakieś, jedno z tych swoich angielsko-mądrych określeń 😉

    Polubienie

  6. Ale skąd wziąłeś drogi Anonimie usprawiedliwianie gwałcicieli?

    Zauważ, że strój kobiecy bardzo często ma z założenia pobudzać seksualnie. Głęboki dekolt, krótka spódniczka, odsłonięty pępek… Wszystko ma wyraźnie na celu, by mężczyzna (konkretny czy dowolny, to zależy od umiejscowienia) tejże kobiety chciał. To jest metoda wywierania wpływu na otoczenie. Problem w tym, że niektóre kobiety stosują to, może niezbyt świadomie, na nieodpowiednie otoczenie. I efekty są opłakane, bo mężczyzna rzeczywiście chciał… Ale nie był to taki mężczyzna, który owe chcenie wyraża podarowaną kawą i ciekawą rozmową.

    Świat jest pełen złych ludzi. Ludzie rozważni trzymają się od nich z dala, a jak już muszą zaryzykować spotkanie, to nie epatują tym czego nie chcą stracić. Nieważne czy to portfel, ajfon, zęby czy majteczki.

    Polubienie

  7. Przede wszystkim związek między ubiorem a prawdopodobieństwem gwałtu to mit:

    http://answers.google.com/answers/threadview/id/776945.html

    Słowa niosą swoje w miarę powszechnie rozumiane znaczenia i ładunek emocjonalny, jeśli ktoś ofierze gwałtu przypisuje jakikolwiek rodzaj winy, zwracając uwagę na coś tak błahego jak ubranie, to w jakimś stopniu usprawiedliwa gwałciciela. To truizm, że skąpe ubranie może pobudzać seksualnie mężczyzn w otoczeniu. Podobnie moja twarz może prowokować chęć wpierdolu, czy to znaczy, że powinienem zrobić sobie operacje plastyczną?

    Polubienie

  8. Btw zwracam uwagę, na odróżnienie dyskusji o odpowiedzialności za gwałt do którego już doszło, od tej na temat zaleceń celem uniknięcia gwałtu.

    Polubienie

  9. Słaby ten link (stary, i linki do źródeł prowadzą na manowce numer 404, a przytoczone są same niekoniecznie poprawne wnioski), ale przytaczanie argumentów (że większość ofiar nie jest ubrana prowokacyjnie etc.) to całkiem jak argumentowanie, że przecież większość sprawców/uczestników wypadków drogowych jest trzeźwa. Czyli w zasadzie poprawne (bo z tego można poniekąd słusznie wywnioskować, że to nie alkohol jest bynajmniej główną przyczyną powstawania wypadków drogowych), ale to nie jest bynajmniej powodem do wnioskowania, że nie ma żadnego wpływu lub że jest on znikomy.

    Żeby obalić to twierdzenie, trzeba by lepiej skrojonych analiz, które są niebezpieczne, bo gdyby np. wyszło że prowokacyjny strój, zachowanie i nietrzeźwość zwiększa prawdopodobieństwo gwałtu o jakiś znaczący procent, to byłby to rzekomo „victim blaming”.

    Polubienie

  10. Przede wszystkim związek między ubiorem a prawdopodobieństwem gwałtu to mit

    Kiedyś trafiłem na badania (niestety nie pamiętam szczegółów), że jednak jakaś korelacja jest, choć niekoniecznie taka jak się potocznie sądzi. Statystycznie znacząca liczba gwałcicieli raczej stroni od kobiet, szczególnie tych pewnych siebie i wyzywająco ubranych boi się ich, więc woli wyładowywać się na przeciętnych skromnych dziewczynach.

    Polubienie

  11. Ejdzej, to o czym mówisz to rożnica pomiędzy P(A|B) i P(B|A) czy prawodopodobieństwiem wypadku pod warunkiem spożycia alkoholu, a prawdopodobieństwem spożycia alkoholu pod warunkiem wypadku. I o ile prawdopodobieństwo wypadku pod warunkiem spożycia alkoholu może być znaczne, tak sugerowanie że prawdopodbieństwo gwałtu pod warunkiem bycia atrakcyjnie ubranym będzie tak duże że jakoś znacząco zaprzeczy wynikom uzyskanym poprzez pomiar prawdopodbieństwa bycia atrakcyjne ubranym pod warunkiem bycia zgwałconym jest wątpliwej jakości argumentem. Poza tym jeden pomiar z drugiego można uzyskać za pomocą twierdzenia Bayesa i znajomości procentu osób podlegających gwałtom i procentu osób wyzywająco ubranych (można sensownie oszacować zakres).

    Polubienie

  12. P(bycie zgwałconym | bycie atrakcyjnie ubranym) =
    P(bycie atrakcyjnie ubranym | bycie zgwałconym) * (P(bycie zgwałconym)/P(bycie atrakcyjnie ubranym))

    P(bycie atrakcyjnie ubranym | bycie zgwałconym) pochodzi z badania i wiadomo, że jest niskie, jednym sposobem w jaki P(bycie zgwałconym | bycie atrakcyjnie ubranym) może być dużo większe jest P(bycie zgwałconym)/P(bycie atrakcyjnie ubranym) dużo większe od 1…

    W przypadku alkoholu i prowadzenia:

    P(ulegnięcie wypadkowi | spożycie alkoholu) =
    P(spożycie alkoholu | ulegnięcie wypadkowi) * (P(ulegnięcie wypadkowi)/P(spożycie alkoholu))

    Podobna sytuacja…

    Polubienie

  13. Całą tą dyskusją zupełnie nie trafiacie w meritum sprawy.

    Spór nie toczy się o to, czy kobieta swoimi nieodpowiednimi zachowaniami faktycznie sprowokowała gwałciciela.

    Chodzi o to, że zgłoszenie gwałtu odpowiednim organom ścigania jest przeżyciem równie traumatycznym co sam gwałt. Ofiarom gwałtów odmawia się możliwości zeznawania w obecności psychologa, uniemożliwia im się rozmowę z policjantem tej samej płci, wystawia się je na obelżywe komentarze i czasem wręcz sugeruje, że może gwałciciel zinterpretował jakieś zachowanie niezgodnie z intencją i jednak nie trzeba od razu formułować aktu oskarżenia, bo on wcale nie jest złym człowiekiem.
    Poczytajcie sobie relacje ofiar przemocy na tle seksualnym z próby zgłoszenia przestępstwa na policji.

    Podejmując wspomnianą gdzieś wyżej analogię — jeżeli idąc samotnie w nocy mało ciekawą okolicą dostanę po mordzie i ukradną mi telefon komórkowy, to następnego dnia zgłaszam to organom ścigania. Zasranym obowiązkiem policjanta jest przyjąć moje zeznania i zrobić wszystko, co w jego mocy, aby ująć sprawców i doprowadzić ich przed wymiar sprawiedliwości (abstrahujemy tutaj od skuteczności policji i sprawności sądów). Sugerowanie mi, że może jednak sam sobie jestem winny, bo mogłem nie szpanować telefonem w takich okolicznościach, jest przynajmniej absurdalne. Nawet jeżeli faktycznie moje zachowanie było nieodpowiedzialne.

    Więc dlaczego tak samo nie działa to w przypadku gwałtów, które dodatkowo są sprawą o wiele bardziej delikatną?

    Przestępstwo to przestępstwo. Od wymierzania kary (lub uznawania oskarżania za bezzasadne) jest sąd. Organa ścigania mają przyjąć zeznanie i ująć sprawców. Biorąc pod uwagę delikatną materię, powinny dodatkowo zrobić wszystko, aby zapewnić ofierze wsparcie psychiczne (lub, przynajmniej, nie utrudniać jej zeznań).

    Polubienie

  14. „Poza tym jeden pomiar z drugiego można uzyskać za pomocą twierdzenia Bayesa i znajomości procentu osób podlegających gwałtom i procentu osób wyzywająco ubranych (można sensownie oszacować zakres).”

    No i właśnie coś takiego chciałbym zobaczyć; najlepiej zawężone do określonego kontestu; przykład (głupi, bo akurat taki pierwszy mi się nawinął): zestawiamy średnią długość spódniczki u bywalczyń dyskotek z taką samą wartością wśród tych, co miały pecha poznać drania; bardzo możliwe, że wyjdą wyniki o którch wspominał takieGadanie.

    Apropos tG: być może ofiara typowego „napastnika w ciemnym zaułku” ma taki profil, ale przecież głosi się pogląd większość gwałtów (trudna do oszacowania, bo często nie są zgłaszane) to tzw. „date rape”: tam sprawca może mieć inny typ psychologiczny i selekcjonować pod kątem „wyglądania na łatwą”.

    Polubienie

  15. „P(bycie atrakcyjnie ubranym | bycie zgwałconym) pochodzi z badania i wiadomo, że jest niskie” wiadomo, modulo opinia że „większości gwałtów się nie zgłasza”, a nie zgłasza się kobiety obawiają się szykan wymienionych przez @Minio, a szczególnie, że się przypisze fakt zgwałcenia danemu ubiorowi/sytuacji… Tylko w idealnie okrągłym świecie punktowa ofiara zgłaszałaby nieważkiemu policjantowi z równym prawdopodobieństwem, niezależnie od innych okolicznośći. Gdyby P(bycie pijanym|ulegnięcie wypadkowi) jest wiarygodniejsze, bo tutaj trudno o zatajenie z przyczyn obiektywnych.

    @Minio:
    Well, wiem że chodzi o to i (przynajmniej ja, dopóki nie będzie prób podważania prawa do obrony) popieram. Wychodzi jednak na to, że dopóki nie dorobimy się sieci ubezpieczenia prawnego (jak u Dukaja), to dochodzenie czy doszło do przyzwolenia na współżycie (a większość gwałcicieli stosuje taką linię obrony), to innego sposobu ustalenia faktów niż przepytywania stron na te okoliczności nie widzę.

    Polubienie

  16. Ach, te kobiety! Tak się starała, nie gwałcą niestety!
    Bezkarny także jest w ludzkim tłumie… gwałt na rozumie!
    Stan prawny państwa jest chyba chory, co dzień nas gwałcą publikatory.
    Krętacze rządzą źle, i co z tego? Znów wybierzemy! Syndrom zgwałconego?

    Polubienie

  17. Ideą „slut walk” nie jest, jak sugeruje notka, propagowanie nocnych spacerów po slumsach, tylko walka z mitem „prowokacji”, jaką rzekomo stanowią dla gwałcicieli „wyzywająco” ubrane kobiety (dodajmy, że „wyzywająco” może w praktyce oznaczać wszystko, co w skali seksapilu stoi powyżej worka na ziemniaki). Mitem, który nie ma nic wspólnego z troską o kobiety, tylko wręcz przeciwnie – służy usprawiedliwianiu gwałcicieli i przerzucaniu części odpowiedzialności na ich ofiary, pod hasłem „sama się o to prosiła”. Jak słusznie zwrócił uwagę Minio, innych przestępstw takie podejście jakoś nie dotyczy – w przypadku kradzieży komórki nikt zdrowy na umyśle nie pyta okradzionego, czy ta komórka nie była zbyt ładna i czy na pewno nie sprowokowało to dresiarzy; nikt nie daje „dobrych rad”, że komórkę najlepiej chować w bucie i nie używać publicznie; nikt nie robi chamskich insynuacji, że okradziony tego chciał, lub że sobie na to zasłużył; nikt nie usprawiedliwia złodziei debilnymi wywodami, że na widok takiej fajnej komórki nie mogli się powstrzymać przed rozbojem. Tylko w przypadku gwałtu nie wiedzieć czemu następuje koncentracja na ofierze i kombinowanie, jakby tu ją obarczyć winą.

    Chociaż w sumie, wiedzieć czemu. O ile korelacja między ubiorem a prawdopodobieństwem gwałtu jest – oględnie mówiąc – wątpliwa, o tyle dodatnią korelację między konserwatyzmem obyczajowym a poparciem dla tezy „kobieta ubrana jak zdzira sama jest sobie winna” widać gołym okiem. Nic dziwnego – niechęć wobec równouprawnienia płci bardzo harmonijnie się łączy z tolerancją wobec wykorzystywania seksualnego kobiet wbrew ich woli. Tolerancją skrywaną pod stwierdzeniem „sama sobie winna”, bo to mniej niepoprawne politycznie niż „gwałty na kobietach są dopuszczalne”.

    Podkreślmy „na kobietach”, bo gwałty na mężczyznach też się zdarzają, ale im jakoś nikt nie wmawia, że jak nie ubierają się skromnie, to sami są sobie winni. Co to, to nie – mężczyzna ma święte prawo ubierać się jak tylko zechce.

    W świetle wszystkiego powyższego i treści notki, a w szczególności jednego z jej akapitów, chyba nie muszę tłumaczyć, dlaczego od dziś nie poczuwam się do wspólnej przynależności gatunkowej z torero.

    Polubienie

  18. Między innymi dlatego raczyłem napisać:
    Bezkarny także jest w ludzkim tłumie… gwałt na rozumie!
    Otoczenie, w którym dorastamy ma wiążący wpływ, podświadomy też, a jakże, na nasze postrzeganie świata. I na nasze nieudolne ocenianie rzeczywistości, i czynów innych ludzi.
    Jakiś polski młodzian, zapamiętałem, wiele, wiele lat temu, zagranicą, zadźgał nożem przechodnia, też chłopca, bo bardzo chciał mieć empetrójkę. Dzisiaj to gówienko kupi się w byle sklepiku, obok kleju typu ośmiorniczka, czy inna kropelka. Wtedy było to marzenie napalonego melomana, dzisiaj jest w zasięgu każdego, w finansowym zasięgu też. Ludzie uczą się zmian, zmiany uczą ludzi. Myślenie podlega ustawicznemu szokowi kulturowemu i nachalnej presji postępu technicznego. Pamiętam jak zrobiłem automatyczny przyrząd pomiarowy RLC na telefonicznych wybierakach. Dzisiaj już nie ma łącznic telefonicznych i telefonistek. Podobnie jest z obecnymi dyskusjami jak ta. Dobrze, że nie trzeba dyskutować o czymś trudniejszym niż korelacja między ubiorem, jego niedoborem, trasą spaceru, a niespodziewanymi doznaniami seksualnymi. Dawniej mawiano: Kto sieje wiatr, ten zbiera burzę.
    Ja przeinaczę: Kto siebie tak opisał szczerze i dosadnie, już leży, w moich oczach bardziej nie upadnie!
    Mam głównie na myśli ten opis-zachętę do udziału w onym marszu.

    Polubienie

  19. @Cichy:
    Mimo naprawdę najszczerszych chęci nie mogę pojąć, jakim cudem marsz szmat i inicjatywy towarzyszące miałyby komponować się logicznie z problemami w sądownictwie i orzecznictwie. Z podstawowego powodu – do sędziów i organów lobbuje się skutecznie w zupełnie, ale to zupełnie inny sposób. Nie idzie o to. Idzie o zmianę mentalności i o chamskie, tępe i podłe wejście z butami ze słownictwem rodem z burdelu w przestrzeń publiczną.

    Z gatunku „krótkich piłek” – zgodzimy się chyba, że wzrost szacunku do kobiet sprzyja ich lepszemu traktowaniu, prawda? A teraz odpowiedzcie mi, na jakiejż to płaszczyźnie ów wzrost buduje publiczne i dobitne samookreślanie się pewnej grupy jako szmaty i gałgany towarzyszące?

    Co do poruszanej przez Ciebie analogii do dobrych rad dla okradzionych / oskarżaniu o prowokowanie – oczywiście łżesz. Do katalogu dobrych rad dla ludzi myślących oczywiście należy jak najbardziej niepokazywanie się z drogim sprzętem w niepewnych miejscach, a jeśli już, to chowanie go głębiej. Komórka jest przykładem nieszczególnym, bo tania jak barszcz, lepszym przykładem jest drogie auto w mętnej dzielnicy [cojogodom – przy parkingu przy jakiejś szkole!] albo spacer z lustrzanką na szyi. Ale nawet w przypadku jakiegoś lepszego modelu komórki lepiej nie używać jej gdzieniegdzie.

    Oczywiście, że na sali sądowej zarzut typu „mogłeś bardziej uważać, tumanie!” w odniesieniu do okradzionego nie pojawi się [ale nie pojawia się chyba również na salach sądowych podczas procesów o gwałt – a jeśli się pojawia, to marsz zdzir po ulicach nie jest sposobem na lobbing sądowy, o czym wcześniej]. Ale w rodzinie i wśród znajomych – jak najbardziej, niechby i niewerbalnie. Łgarstwo powtórne. Mało tego, łgarstwo i do tego hipokryzja, bo o ile jestem w stanie wyobrazić sobie Ciebie jako nowoczesnego ojca, pozwalającego ubierać się Twojej córce jak szmata i zdzira [używam słownictwa oficjalnego i milcząco aprobowanego przez Ciebie, zwracam uwagę], o tyle nieszczególnie jako pozwalającego osiemnastolatkowi wybrać się na fotografowanie Plant czy Szewskiej sobotnią nocą Canonem za dziesięć przeciętnych wynagrodzeń w gospodarce narodowej, a w razie nieszczęścia nie czyniącemu mu / sobie – choćby w myślach – wyrzutów.

    Podkreślmy „na kobietach”, bo gwałty na mężczyznach też się zdarzają, ale im jakoś nikt nie wmawia, że jak nie ubierają się skromnie, to sami są sobie winni.

    A czy w ogóle dysponujesz jakimikolwiek statystykami, dotyczącymi motywów gwałtów na mężczyznach, czy tak sobie radośnie dywagujesz o Maryni, a i to – nawet nie o całej?

    W świetle wszystkiego powyższego i treści notki, a w szczególności jednego z jej akapitów, chyba nie muszę tłumaczyć, dlaczego od dziś nie poczuwam się do wspólnej przynależności gatunkowej z torero.

    Pobożne życzenia. Niestety nierealne, niestety z obu stron.

    EDIT: A nawiasem, każda akcja powinna być wyjaśniona publice. Ta pani chyba nie do końca pojęła światłą ideę slutwalku…

    Polubienie

  20. Mimo naprawdę najszczerszych chęci nie mogę pojąć, jakim cudem marsz szmat i inicjatywy towarzyszące miałyby komponować się logicznie z problemami w sądownictwie i orzecznictwie.

    Jak sam zauważyłeś parę zdań później, idzie o zmianę mentalności. Nie ma przecież żadnego prawa, które by zmuszało policjantów czy prawników do traktowania ofiar jak współwinne gwałtu – to wyłącznie efekt mentalności, według której kobieta seksownie ubrana jest szmatą i zdzirą, sama się prosi i zasługuje.

    Z gatunku „krótkich piłek” – zgodzimy się chyba, że wzrost szacunku do kobiet sprzyja ich lepszemu traktowaniu, prawda? A teraz odpowiedzcie mi, na jakiejż to płaszczyźnie ów wzrost buduje publiczne i dobitne samookreślanie się pewnej grupy jako szmaty i gałgany towarzyszące?

    Kurde no, kogo jak kogo, ale Ciebie o tak dramatyczną niezdolność do zauważenia walącej po oczach autoironii nie podejrzewałem.

    Co do poruszanej przez Ciebie analogii do dobrych rad dla okradzionych / oskarżaniu o prowokowanie – oczywiście łżesz. Do katalogu dobrych rad dla ludzi myślących oczywiście należy jak najbardziej niepokazywanie się z drogim sprzętem w niepewnych miejscach

    Owszem – tyle że z naciskiem na „w niepewnych miejscach”, a nie na drogi sprzęt sam w sobie. Nikt nie głosi, że posiadacze ajfonów to z definicji szmaty i zdziry, które są same sobie winne, że czasem padają ofiarą kradzieży. A nawet jeśli takowy bezmyślnie wyciągnie swoją zabawkę z kieszeni w środku nocy w środku Huty, to zostanie potem co najwyżej skrytykowany za nieostrożność, a nie zwyzywany za prowokowanie i potraktowany jako niemalże współwinny kradzieży, który powinien się wytłumaczyć, po co mu w ogóle był ten ajfon i czy go nie używał w niesłusznych celach, tak jakby to usprawiedliwiało kradzież. Na tym polega zasadnicza różnica w podejściu do gwałtów i do pozostałych przestępstw.

    A czy w ogóle dysponujesz jakimikolwiek statystykami, dotyczącymi motywów gwałtów na mężczyznach, czy tak sobie radośnie dywagujesz o Maryni, a i to – nawet nie o całej?

    Zabawne pytanie, zważywszy że Ty, nie znając żadnych statystyk na temat motywów gwałtów na kobietach, wystrugałeś całą sążnistą notkę z pouczeniami na ten temat. Nie, nie mam statystyk, ale nie widzę żadnego powodu, dla którego homoseksualni gwałciciele (nie mówiąc o kobietach, choć ich gwałty na mężczyznach to zupełny margines) mieliby zwracać na ubranie ofiary mniejszą uwagę niż heteroseksualni.

    Polubienie

  21. Jak sam zauważyłeś parę zdań później, idzie o zmianę mentalności. Nie ma przecież żadnego prawa, które by zmuszało policjantów czy prawników do traktowania ofiar jak współwinne gwałtu – to wyłącznie efekt mentalności, według której kobieta seksownie ubrana jest szmatą i zdzirą, sama się prosi i zasługuje.

    Ależ oczywiście, że prawo jest. A dokładniej – nie tyle prawo, ile wytyczne, rekomendacje, pewnie jakieś blacklisty itp. To samo dzieje się w skarbówce [myślisz, że kontrole nie są prowadzone po kluczach branżowych / tematycznych?], to samo w MENie chociażby, gdzie homolobbing / wprowadzanie seksedukacji odbywa się w zupełnie inny, niestety skuteczniejszy sposób. Nie mam podstaw, żeby sądzić, że organizatorzy MSz są aż takimi idiotami, żeby nie umieć korzystać ze wspomnianych i przerobionych wzorców. O głębsze motywy, stojące za chęcią wprowadzenia do obiegu za wszelką cenę takiego knajackiego języka i zgorszenia na ulicę wypadałoby spytać psychologa, tutaj niestety moja znajomość rzeczy się kończy.

    Z gatunku „krótkich piłek” – zgodzimy się chyba, że wzrost szacunku do kobiet sprzyja ich lepszemu traktowaniu, prawda? A teraz odpowiedzcie mi, na jakiejż to płaszczyźnie ów wzrost buduje publiczne i dobitne samookreślanie się pewnej grupy jako szmaty i gałgany towarzyszące?

    Kurde no, kogo jak kogo, ale Ciebie o tak dramatyczną niezdolność do zauważenia walącej po oczach autoironii nie podejrzewałem.

    Autoironię widzę. Widzę również wchodzące do podświadomości skojarzenia i natłok informacyjny, w którym dla niezerowej części zostanie właśnie tylko skojarzenie „kobieta – zdzira” [no, może jeszcze ze słowem „zgwałcona” w miejscu dowolnym]. Podobnie, jak zapewne dla tzw. ogółu pierwszym skojarzeniem ze słowem „Femen” będzie „grupa gołych bab” [no, może jeszcze „do wynajęcia”].

    Naprawdę uważasz, żeby głosujący na tych czy owych czy wykazujący się codziennymi mądrościami, których dokoła aż nadto, byli w stanie JEDNOCZEŚNIE a) wynieść cokolwiek ponad warstwę dosłowną z przekazu typu „babki ubrane jak stado przydrożnych kurew, nazywają siebie odpowiednio” oraz b) powstrzymać się na wszystkich szczeblach nad- i podświadomości przyswojenia w codziennym użytku ich słownictwa, c) dojścia do wniosku, że „skoro w tv tak mówią, to nie może to być aż tak złe”? C’mon…

    Co do poruszanej przez Ciebie analogii do dobrych rad dla okradzionych / oskarżaniu o prowokowanie – oczywiście łżesz. Do katalogu dobrych rad dla ludzi myślących oczywiście należy jak najbardziej niepokazywanie się z drogim sprzętem w niepewnych miejscach

    Owszem – tyle że z naciskiem na „w niepewnych miejscach”, a nie na drogi sprzęt sam w sobie. Nikt nie głosi, że posiadacze ajfonów to z definicji szmaty i zdziry, które są same sobie winne, że czasem padają ofiarą kradzieży (…)

    Owszem. Ale z zupełnie innego powodu, niż zdajesz się sugerować. Bynajmniej nie z powodu jakiejś popłuczyny po samczej dominacji czy innym konserwatyzmie. Takiego mianowicie, iż nazwijmy to „cnota” jest immanentną częścią człowieka. W przeciwieństwie do sprzętu AGD / RTV. Wychodząc na spacer, komórkę mogę zostawić w domu, a skrojenie mnie z niej [aczkolwiek oczywiście przykre ze wszystkimi tego konsekwencjami] nie uderza w „najgłębszą warstwę mnie”. W przeciwieństwie do „niechcianego skrojenia z cnoty”. Tak to działa i nie jest to ani niczyją winą, ani niczyją zasługą.

    A czy w ogóle dysponujesz jakimikolwiek statystykami, dotyczącymi motywów gwałtów na mężczyznach, czy tak sobie radośnie dywagujesz o Maryni, a i to – nawet nie o całej?

    Zabawne pytanie, zważywszy że Ty, nie znając żadnych statystyk na temat motywów gwałtów na kobietach, wystrugałeś całą sążnistą notkę z pouczeniami na ten temat.

    Dla ścisłości, to był jeden temat z trzech.

    Nie, nie mam statystyk, ale nie widzę żadnego powodu, dla którego homoseksualni gwałciciele (nie mówiąc o kobietach, choć ich gwałty na mężczyznach to zupełny margines) mieliby zwracać na ubranie ofiary mniejszą uwagę niż heteroseksualni.

    Erm… może taki, że nie widzę żadnego powodu, by nie sądzić, że takie gwałty mają miejsce głównie w więzieniach, gdzie o butiki raczej trudno?

    Polubienie

  22. Ależ oczywiście, że prawo jest. A dokładniej – nie tyle prawo, ile wytyczne, rekomendacje, pewnie jakieś blacklisty itp. To samo dzieje się w skarbówce [myślisz, że kontrole nie są prowadzone po kluczach branżowych / tematycznych?], to samo w MENie chociażby, gdzie homolobbing / wprowadzanie seksedukacji odbywa się w zupełnie inny, niestety skuteczniejszy sposób. Nie mam podstaw, żeby sądzić, że organizatorzy MSz są aż takimi idiotami, żeby nie umieć korzystać ze wspomnianych i przerobionych wzorców.

    Jak już ustaliliśmy, chodzi o zmianę mentalności (w społeczeństwie, nie tylko w ministerstwie), a nie o wylobbowanie jakiegoś przywileju czy rozporządzenia ministra. Mentalności się nie zmienia zakulisowym lobbingiem, tylko właśnie działaniami w przestrzeni publicznej.

    Naprawdę uważasz, żeby głosujący na tych czy owych czy wykazujący się codziennymi mądrościami, których dokoła aż nadto, byli w stanie JEDNOCZEŚNIE a) wynieść cokolwiek ponad warstwę dosłowną z przekazu typu „babki ubrane jak stado przydrożnych kurew, nazywają siebie odpowiednio” oraz b) powstrzymać się na wszystkich szczeblach nad- i podświadomości przyswojenia w codziennym użytku ich słownictwa, c) dojścia do wniosku, że „skoro w tv tak mówią, to nie może to być aż tak złe”?

    Co prawda spora część społeczeństwa (posłanki Katarzyny „Spierdalaj” Pawłowicz nie wyłączając) zarówno kwieciste słownictwo, jak i subtelne podejście do relacji międzyludzkich wydaje się mieć wyrobione od maleńkości i solidnie ugruntowane, ale masz trochę racji – przekaz nie jest wystarczająco jednoznaczny, w dzisiejszych czasach wymaganie od odbiorcy uaktywnienia więcej niż jednego neuronu, to niewątpliwy PR-owy błąd, który panie z MSz powinny przemyśleć – co mówię bez ironii. Z drugiej jednak strony, w dzisiejszym medialnym zgiełku grzeczny marsz pod hasłem typu „krótka spódniczka nie oznacza przyzwolenia na gwałt” przeszedłby niezauważony – a tak szum się zrobił i nawet jeśli jakiś niezerowy odsetek pojmie ideę opacznie, to również niezerowy odsetek pojmie ją prawidłowo.

    Ale z zupełnie innego powodu, niż zdajesz się sugerować. Bynajmniej nie z powodu jakiejś popłuczyny po samczej dominacji czy innym konserwatyzmie. Takiego mianowicie, iż nazwijmy to „cnota” jest immanentną częścią człowieka. W przeciwieństwie do sprzętu AGD / RTV. Wychodząc na spacer, komórkę mogę zostawić w domu, a skrojenie mnie z niej [aczkolwiek oczywiście przykre ze wszystkimi tego konsekwencjami] nie uderza w „najgłębszą warstwę mnie”. W przeciwieństwie do „niechcianego skrojenia z cnoty”.

    Usilnie próbuję znaleźć jakikolwiek logiczny związek między tą wypowiedzią a fragmentem, do którego się odnosi – i za cholerę takowego nie widzę. Nie mam najbledszego pojęcia, co „immanentność” lub jej brak ma tu w ogóle do rzeczy. Ale niech tam, łaskawie załóżmy, że jakiś związek istnieje, a tylko ja jestem za słaby w komunikacji międzygatunkowej, żeby go zauważyć. Tylko że wtedy pojawia się kolejny problem: życie jest z całą pewnością nie mniej immanentną częścią człowieka, niż „cnota”, niewątpliwie również cenniejszą – ale wobec ofiar morderstw jakoś się nie stosuje domniemania współwiny, choć według strony podlinkowanej przez Anonima prowokacyjne zachowanie w ich przypadku występuje aż pięciokrotnie częściej, niż w przypadku gwałtów. Domniemania tego nie stosuje się także wobec ofiar włamań, choć własny dom pod względem „immanentności” stoi tylko ciut niżej od nienaruszalności cielesnej. Nie stosuje się go wobec ofiar czegokolwiek poza gwałtem, niezależnie od „warstwy mnie” uderzonej przez przestępcę. Dlaczego, jeśli nie z powodu wspomnianych popłuczyn?

    Erm… może taki, że nie widzę żadnego powodu, by nie sądzić, że takie gwałty mają miejsce głównie w więzieniach, gdzie o butiki raczej trudno?

    Ale poza nimi też się zdarzają, a parę źródeł sugeruje, że nie jest to marginalny problem, choć żadnych solidnych statystyk nie udało mi się znaleźć. To jak, ubierasz się wystarczająco skromnie, żeby w razie czego nie zostać szmatą samą sobie winną?

    Polubienie

  23. Jak już ustaliliśmy, chodzi o zmianę mentalności (w społeczeństwie, nie tylko w ministerstwie), a nie o wylobbowanie jakiegoś przywileju czy rozporządzenia ministra.

    A propos zmiany mentalności: ciekaw jestem, czy ogranizatorki [litrówka, ale nie pozbawiona sensu, gdy patrzy się na niektórych uczestników marszu] ogarniają, że odpowiadają za zmianę mentalności, która przywiedzie do – cytując jeden z dokumentów – 4.4% gwałtów, gdzie nawet tak niski odsetek [z którymi to badaniami polemika wyżej] bierze się właśnie z takiego, a nie innego ubrania ofiar na istniejącej jednak zasadzie „gdyby się tak nie ubrała, wszystko poszłoby inaczej”.

    Zauważ ponadto, że zmiany, o których piszesz, mają miejsce PO FAKCIE. Dla typów, nie kierujących się bynajmniej chłodną kalkulacją, ma to raczej niewielkie znaczenie. „Koszt uboczny” w takiej sytuacji, o którym pisałem wcześniej, jest więc proporcjonalnie większy.

    (posłanki Katarzyny „Spierdalaj” Pawłowicz nie wyłączając)

    Roma locuta, causa finita, powiadasz? A może jednak nie finita?
    Hahahahaha. W wątku o kobitkach, określających się… zieeeew… ironicznie… mianem szmat i zdzir wypominasz łacinę stokroć potoczniejszą od wspomnianych. No ale niech Ci będzie, miej swoje drobne radości.

    Usilnie próbuję znaleźć jakikolwiek logiczny związek między tą wypowiedzią a fragmentem, do którego się odnosi – i za cholerę takowego nie widzę.

    To, czy narażasz się na niebezpieczeństwo poprzez bywanie w nieodpowiednim towarzystwie i ogólny sposób bycia, stanowi część oceny Ciebie w Twoim otoczeniu, przy czym ocena „moralna” jest podzbiorem pewnej oceny, hm… „survivalowej”, co przesądza o „ocenie ryzyka” przez osoby trzecie. Jeśli ubierasz się jak zdzira, jesteś w opinii otoczenia elementem pewnych kręgów zatrącających o patologię, a w takowych łatwiej o wypadek i już. Dla odmiany, po modelu używanej komórki czy fakcie prowadzenia przez nią rozmów nie bardzo da się cokolwiek powiedzieć o moralności – rzeczywistej czy wyimaginowanej – posiadacza. Nie wiem, czego można tu nie ogarniać.

    wobec ofiar morderstw jakoś się nie stosuje domniemania współwiny, choć według strony podlinkowanej przez Anonima prowokacyjne zachowanie w ich przypadku występuje aż pięciokrotnie częściej, niż w przypadku gwałtów.

    Całe stado chochołów.

    Po pierwsze, o ile jestem chyba w stanie zauważyć zachowania godowe kobiety, o tyle nie bardzo umiem sobie wyobrazić zachowania prowokujące do morderstwa. Jak niby miałyby one wyglądać? Prawdopodobnie były to kłótnie / awantury – a to przecież zupełnie inne przypadki jakościowo i porównywanie procentów to idiotyzm.

    Po drugie – z uporem godnym lepszej sprawy ignorujesz moje stwierdzenia, że ogólna profilaktyka i osąd ofiar innych przestępstw jest w sporej części taki sam, a z taką odpornością na fakty polemizować nie umiem. No chyba, że faktycznie żyjesz w świecie, gdzie np. policja nie apeluje o zabezpieczenie domów, samopomoc sąsiedzką czy unikanie szemranych dzielnic po zmroku. Bądź pewien, że jeśli na policję zgłosi się jakiś lokalny krezus, który użali się na rabunek jego willi, której nie zamknął na urlop, a obok której stało jego Lambo, to żadna „mentalność” nie będzie jakoś dramatycznie inna, niż w przypadku ofiary gwałtu ubranej jak zdzira. NAWET jeśli ta sugestia nie zostanie wypowiedziana expressis verbis.

    Notabene tu i teraz ofiara pobicia również zapewne nie dostanie pomocy psychologicznej płci identycznej, a z jej danymi OIMW sprawca zapozna się w czasie rzeczywistym. I to jest trzeci powód, dla którego pisanie o dużo cięższej sytuacji „proceduralnej” ofiar gwałtu uważam, łagodnie mówiąc, za nieporozumienie.

    To jak, ubierasz się wystarczająco skromnie, żeby w razie czego nie zostać szmatą samą sobie winną?

    Sądzę, że tak – jestem raczej typem nie przykładającym z wyjątkami szczególnej wagi do ubioru, staram się unikać sytuacji i środowisk, w których owo zdarzenie mogłoby mnie spotkać, a nadto nie dysponuję chyba fizys, która mogłaby stać się obiektem pożądania jakiegoś homoseksualisty. Jak widzisz, staram się więc wcielać w życie zasady, które propaguję. Z Twojej ciekawości imaginuję sobie tedy równą, co moja, wierność propagowanym przekonaniom, zgadłem? Podeślij jakąś swoją wyzywającą fotkę, rozdam kolegom, może któryś niechcący zrobi mały coming-out i będzie śmiesznie? 🙂

    Polubienie

  24. Zauważ ponadto, że zmiany, o których piszesz, mają miejsce PO FAKCIE. Dla typów, nie kierujących się bynajmniej chłodną kalkulacją, ma to raczej niewielkie znaczenie.

    Poziom przyzwolenia społecznego na pewne zachowania ma ogromne znaczenie. Dlaczego np. w Indiach ryzyko gwałtu jest wielokrotnie wyższe niż w Polsce, choć ogólna przestępczość nie jest tam szczególnie duża? Ano właśnie dlatego, że do gwałcicieli podchodzi się tam z wyrozumiałością, a do ich ofiar z pretensjami, że się niewłaściwie ubrały. Dlaczego w Egipcie powszechną wśród dorastających chłopców rozrywką jest obmacywanie kobiet w komunikacji miejskiej i na ulicach, podczas gdy w Polsce na takie zachowania pozwalają sobie tylko najgorsze chamy? Dlaczego w Meksyku kobiety boją się jeździć taksówkami prowadzonymi przez mężczyzn, żeby nie paść tam ofiarą gwałtu, podczas gdy w Polsce na płeć taksówkarza nikt nie zwraca uwagi? Wszystko z podobnych powodów. A nie muszę chyba dodawać, że w ww. krajach kobiety ubierają się daleko skromniej niż w Polsce – na pewno więc chętnie by posłuchały Twoich mądrości na temat wpływu ubioru na ryzyko padnięcia ofiarą zboczeńców.

    To, czy narażasz się na niebezpieczeństwo poprzez bywanie w nieodpowiednim towarzystwie i ogólny sposób bycia, stanowi część oceny Ciebie w Twoim otoczeniu, przy czym ocena „moralna” jest podzbiorem pewnej oceny, hm… „survivalowej”, co przesądza o „ocenie ryzyka” przez osoby trzecie.

    I pewnie dlatego miłośnicy wspinaczki wysokogórskiej są otaczani powszechną pogardą z powodu swojego ryzykownego hobby. Oh wait.

    Po pierwsze, o ile jestem chyba w stanie zauważyć zachowania godowe kobiety, o tyle nie bardzo umiem sobie wyobrazić zachowania prowokujące do morderstwa. Jak niby miałyby one wyglądać? Prawdopodobnie były to kłótnie / awantury – a to przecież zupełnie inne przypadki jakościowo i porównywanie procentów to idiotyzm.

    Dlaczego niby? Bo awanturujący się nie oczekiwał, że zostanie z tego powodu zamordowany? Kobieta uśmiechająca się do mężczyzny też bynajmniej nie oczekuje, że zostanie z tego powodu zgwałcona.

    Bądź pewien, że jeśli na policję zgłosi się jakiś lokalny krezus, który użali się na rabunek jego willi, której nie zamknął na urlop, a obok której stało jego Lambo, to żadna „mentalność” nie będzie jakoś dramatycznie inna, niż w przypadku ofiary gwałtu ubranej jak zdzira.

    Będzie. Człowieka zgłaszającego rabunek willi nikt nie będzie wypytywać, czy zamknął drzwi na klucz i czemu zostawił brykę na widoku; nikt nie będzie mu insynuować, że skoro to zrobił, to chciał być obrabowany i należało mu się; nikt nie potraktuje ani niezamkniętej willi, ani Lambo na widoku, jako okoliczności łagodzącej dla sprawców. Wreszcie nikt go nie nazwie szmatą, tylko co najwyżej sierotą. Już naprawdę nie wiem, ile jeszcze muszę wymienić tych różnic, żebyś w końcu jakąś zauważył.

    I jeszcze jedno na zakończenie, bo już mi się nie chce tego ciągnąć: wbrew temu, co Ci się wydaje, żadne badania nie stwierdziły istotnej statystycznie korelacji między ubiorem a prawdopodobieństwem gwałtu; natomiast wszelkie źródła zgodnie stwierdzają, że 75-80% gwałtów ma miejsce w domu ofiary i jest dziełem jej krewnego lub znajomego. Największymi szmatami są zatem kobiety siedzące w domu z rodziną i znajomymi, drogi specjalisto od mody damskiej i jej wpływu na przestępczość.

    Polubienie

  25. Poziom przyzwolenia społecznego na pewne zachowania ma ogromne znaczenie. (…) A nie muszę chyba dodawać, że w ww. krajach kobiety ubierają się daleko skromniej niż w Polsce – na pewno więc chętnie by posłuchały Twoich mądrości na temat wpływu ubioru na ryzyko padnięcia ofiarą zboczeńców.

    To równie dobrze może być „poziom przyzwolenia społecznego”, religia, jak i najzwyklejszy poziom testosteronu, a już na pewno ich wypadkowa, a nie funkcja jednej zmiennej [również w jakimś – mniejszym lub większym – stopniu dyskutowane ubranie ofiary]. Twierdzenie, że większa liczba gwałtów tu czy tam to prosta pochodna tylko i wyłącznie owego „poziomu przyzwolenia”, bez brania pod uwagę całej gamy różnic cywilizacyjnych, nie jest niczym uzasadnione.

    I pewnie dlatego miłośnicy wspinaczki wysokogórskiej są otaczani powszechną pogardą z powodu swojego ryzykownego hobby. Oh wait.

    Masz rację, me bad. Rodziny owych miłośników zdają sobie sprawę, że śmierć wspinacza nijak nie jest związana z jego hobby i za każdym razem, jeśli odpada od ściany i cudem przeżywa, mówią mu, że to nie jego wina i że góra powinna zdawać sobie sprawę, że „nie” znaczy „nie”. Nie mówiąc pewnie o gostkach z firmy ubezpieczeniowej, nijak nie wiążących uprawiania sportów ekstremalnych z wysokością polis. Oh wait.

    Po pierwsze, o ile jestem chyba w stanie zauważyć zachowania godowe kobiety, o tyle nie bardzo umiem sobie wyobrazić zachowania prowokujące do morderstwa. Jak niby miałyby one wyglądać? Prawdopodobnie były to kłótnie / awantury – a to przecież zupełnie inne przypadki jakościowo i porównywanie procentów to idiotyzm.

    Dlaczego niby? Bo awanturujący się nie oczekiwał, że zostanie z tego powodu zamordowany? Kobieta uśmiechająca się do mężczyzny też bynajmniej nie oczekuje, że zostanie z tego powodu zgwałcona.

    Naprawdę żyjesz w świecie, gdzie reakcją na uśmiech jest gwałt? Proszę o jakiś przykład mający więcej wspólnego z rzeczywistością.

    Człowieka zgłaszającego rabunek willi nikt nie będzie wypytywać, czy zamknął drzwi na klucz i czemu zostawił brykę na widoku;

    Owszem, takie pytanie pojawi się w pierwszych pięciu minutach.

    nikt nie będzie mu insynuować, że skoro to zrobił, to chciał być obrabowany i należało mu się;

    Co do chęci samoobrabowania… łebski śledczy z faktu całkowitego braku nadzoru weźmie z pewnością taki wariant pod uwagę [choćby wyłudzenie ubezpieczenia + pierdyliard innych, potencjalnych powodów]. Nikt nie skomentuje „należało mu się”? Chyba tylko w Twoim świecie, pełnym uciemiężonych kobiet i spasionych męskich szowinistycznych świń.

    nikt nie potraktuje ani niezamkniętej willi, ani Lambo na widoku, jako okoliczności łagodzącej dla sprawców.

    Oh wait. Jesteś naprawdę pewien, że agent ubezpieczeniowy pokiwa ze zrozumieniem głową i zaraz otworzy neseser z gotówką? Co do wykładni karnej per se – szczerze mówiąc też nie jestem pewien, no ale tutaj twardych dowodów faktycznie nie mam, jakkolwiek oczywiście polski system karny jest jedną wielką zmorą dla przestępców. Weź się ogarnij, naprawdę.

    Wreszcie nikt go nie nazwie szmatą, tylko co najwyżej sierotą.

    To może zorganizować jakiś marsz, żeby ich nie nazywać sierotami? Toż to upokarzające bardziej od włamania. Jakiś, bo ja wiem, redneckwalk?

    Już naprawdę nie wiem, ile jeszcze muszę wymienić tych różnic, żebyś w końcu jakąś zauważył.

    Po prostu zacznij je wreszcie wymieniać, bo idzie Ci to na razie jak widać nieszczególnie.

    Największymi szmatami są zatem kobiety siedzące w domu z rodziną i znajomymi, drogi specjalisto od mody damskiej i jej wpływu na przestępczość.

    Litościwie pomijając fakt, że cały czas opierasz się na źródłach Anonima, które najmniej do połowy dziwnym trafem są serią 404 i do których sensowności odniósł się już zarówno Ejdżej, jak i TG, cieszę się, że uznajesz wreszcie jakieś meksykańskie opowieści z pogranicza czy indyjskie street story za nieprzystające jak widać do tematu, i że za główny czynnik ryzyka uznajesz wreszcie sygnalizowane od początku przeze mnie nieciekawe towarzystwo [z którego – fakt – wyplątać się jest znacznie ciężej, niż z ciemnej ulicy, no ale].

    Polubienie

  26. To równie dobrze może być „poziom przyzwolenia społecznego”, religia, jak i najzwyklejszy poziom testosteronu, a już na pewno ich wypadkowa, a nie funkcja jednej zmiennej

    Nie sądzę, by istniało jakiekolwiek społeczne zjawisko, które by było funkcją tylko jednej zmiennej – zawsze można ich znaleźć co najmniej kilka. Co nie znaczy, że ta konkretna zmienna nie ma znaczenia i nie warto jej ruszać.

    Masz rację, me bad. Rodziny owych miłośników zdają sobie sprawę, że śmierć wspinacza nijak nie jest związana z jego hobby i za każdym razem, jeśli odpada od ściany i cudem przeżywa, mówią mu, że to nie jego wina i że góra powinna zdawać sobie sprawę, że „nie” znaczy „nie”. Nie mówiąc pewnie o gostkach z firmy ubezpieczeniowej, nijak nie wiążących uprawiania sportów ekstremalnych z wysokością polis. Oh wait.

    Oh wait – zapomniałeś już, o czym mówiliśmy w tym miejscu, czy raczej liczysz na sklerozę z mojej strony? Mowa była o stosunku do „kobiet ubierających się jak zdziry”, który to stosunek pokrętnie tłumaczyłeś najpierw „immanencją cnoty”, a potem ryzykownym trybem życia. No to pytam: czemu ryzykowny tryb życia alpinistów nie skutkuje negatywnym stosunkiem do nich? Jak już mówiłem, życie jest nie mniej immanentną częścią człowieka niż cnota, poziom ryzyka we wspinaczce wysokogórskiej jest – nomen omen – niebotyczny, więc jak się to ma do Twoich teorii?

    Naprawdę żyjesz w świecie, gdzie reakcją na uśmiech jest gwałt?

    Dziwne pytanie od kogoś, kto od trzech dni mnie przekonuje, że przyczyną gwałtów są krótkie spódniczki. Ale owszem, żyję w takim świecie. Ty być może w innym, nie wykluczam.

    Po prostu zacznij je wreszcie wymieniać, bo idzie Ci to na razie jak widać nieszczególnie.

    Jak znajdę trochę czasu, postaram się wystrugać wpis na ten temat, bo przy tak dużej wadzie wzroku najwyraźniej potrzeba większego kalibru.

    Litościwie pomijając fakt, że cały czas opierasz się na źródłach Anonima

    Tu akurat się oparłem na angielskiej Wikipedii, która kieruje do wielu solidnych źródeł. Poza tym jedno źródło Anonima to i tak o jedno więcej niż Ty wykorzystałeś przez trzy dni dyskusji, więc bądź łaskaw nie szukać źdźbła w oku bliźniego.

    sygnalizowane od początku przeze mnie nieciekawe towarzystwo

    ROTFL. W notce ledwo o „towarzystwie” napomknąłeś, a przez całą dyskusję nawet nie mam pewności, czy zrobiłeś to chociaż po raz drugi, podczas gdy o stroju wspomniałeś fafnaście razy, poczynając od wielce subtelnej frazy „kobieta ubrana jak zdzira sama jest sobie winna” – nie „kobieta zadająca się z nieciekawym towarzystwem”, nie „kobiera chadzająca samotnie po podejrzanych miejscach”, tylko wyłącznie „ubrana jak zdzira”. A teraz, jak już się zorientowałeś, że tezy o wielkim znaczeniu ubioru nie da się obronić, to próbujesz udawać, że od początku miałeś na myśli co innego. Jeszcze z tydzień dyskusji i może usłyszę, że tak naprawdę to w tej notce chciałeś wyrazić sprzeciw wobec antykobiecych stereotypów, tylko niechcący przegiąłeś z ironią…

    Polubienie

  27. Nie sądzę, by istniało jakiekolwiek społeczne zjawisko, które by było funkcją tylko jednej zmiennej – zawsze można ich znaleźć co najmniej kilka. Co nie znaczy, że ta konkretna zmienna nie ma znaczenia i nie warto jej ruszać.

    A może po prostu odmienne traktowanie kobiet, o którym piszesz, NIE JEST pochodną „mentalności”? Szczerze mówiąc, nie wiem, co gorsze – indyjskie / meksykańskie traktowanie kobiety w sposób wiadomy [a i to nie do końca – od Meksykanina zdaje się za złe słowo o kobiecie można łatwo zarobić w dziób], czy europejskie. „ironiczne” autotraktowanie się jak szmaty na tego typu imprezach.

    No to pytam: czemu ryzykowny tryb życia alpinistów nie skutkuje negatywnym stosunkiem do nich? Jak już mówiłem, życie jest nie mniej immanentną częścią człowieka niż cnota, poziom ryzyka we wspinaczce wysokogórskiej jest – nomen omen – niebotyczny, więc jak się to ma do Twoich teorii?

    Po raz enty powtórzę: łażenie po górach ma związek z łażeniem po górach. Ubieranie się jak zdzira wykazuje sporą korelację z zachowaniem zdziry [„kobieta porządna” ubrana jak zdzira jest nie do odróżnienia od zdziry w ubraniu roboczym, przynajmniej na pierwszy rzut oka]. To raz.

    Dwa – łażenie po górach nie jest kategorią moralną [ocena moralna narażania własnego życia to zupełnie inna bajka]. Wywodzone – senswnie czy nie, mniejsza – z ubrania prowadzenie się i owszem.

    Trzy – oba ww. powody stanowią o tym, że poraniony alpinista nie usłyszy na temat swojego prowadzenia się, co wydaje się zasadniczo oczywiste. Usłyszy prawdopodobnie natomiast serię uwag na temat swojego niebezpiecznego stylu życia – podobnie jak kobieta chadzająca tu i tam. Wbrew pozorom więc analogie w obszarze porównywalnym istnieją, co w komentarzu nr 30 powinno już do Ciebie dotrzeć.

    Co do linku – po co go zamieściłeś? Nie wynika z niego nic a nic, żeby biedna kobieta doświadczyła głupich uwag albo żeby gwałcicielowi przez jego wytłumaczenia obniżyli karę. Nie sądzę nawet – choć to tylko moje gdybanie – żeby ów Bułgar [… i ksenofobia!] nie został poinformowany, że owa nieszczęsna kobieta nie poinformowała go, że jednak sobie tego nie życzy.

    Fraza „kobieta ubrana jak zdzira sama jest sobie winna” została użyta w nieco innym kontekście, niż zdajesz się sugerować – w takim mianowicie, że napisałem, że negacja tejże to jeden z mitów nowożytnego ćwierćinteligenta. Świat nie jest zerojedynkowy i zaprzeczenie zaprzeczenia niekoniecznie musi brzmieć tak, jak zdajesz się mi sugerować – może brzmieć np. „… bywa…” Ale to formalizmy. Strugasz faryzejskie miny, podczas gdy ja tylko wchodzę w [akceptowaną milcząco przez Ciebie] oczywiście „autoironiczną” stylistykę organizatorem MSz.

    FYI napisałem poniżej:

    Powtarzajcie kobietom, że w gwałcie, będącym pochodną nocnego, półnagiego spaceru po zapuszczonym parku / imprezy w podejrzanym towarzystwie, nie ma nic złego ani niebezpiecznego. Mówcie im, wszystkim, że słuszność jest po ich stronie, że „Nie znaczy nie”, że to ubranie, nie zaproszenie, tylko zły świat się na nich nie poznał.

    Ale to przecież nie pasuje do założonych przez Ciebie tez, prawda?

    Polubienie

  28. A może po prostu odmienne traktowanie kobiet, o którym piszesz, NIE JEST pochodną „mentalności”?

    Tylko czego? Długości geograficznej? Biorąc pod uwagę, jak odmienne jest dzisiejsze traktowanie kobiet w dzisiejszej Europie i Ameryce od tego, jakie było 100 czy nawet 50 lat temu, wypada stwierdzić, że mentalność gra tu zdecydowanie główną rolę.

    Ubieranie się jak zdzira wykazuje sporą korelację z zachowaniem zdziry

    Ubieranie się jak dresiarz wykazuje sporą korelację z zachowaniem dresiarza – jednak nigdy nie słyszałem, by ofiara pobicia była sama sobie winna tylko dlatego, że nosi dres.

    łażenie po górach nie jest kategorią moralną [ocena moralna narażania własnego życia to zupełnie inna bajka]. Wywodzone – senswnie czy nie, mniejsza – z ubrania prowadzenie się i owszem.

    A czemuż to ocena moralna narażania życia jest „zupełnie inną bajką”, a ocena moralna narażania cnoty już nie?

    Co do linku – po co go zamieściłeś?

    Hmm, żeby odpowiedzieć na Twoje pytanie? Jeśli nie pamiętasz, o czym była mowa we wcześniejszym komentarzu, możesz go po prostu przeczytać.

    Powtarzajcie kobietom, że w gwałcie, będącym pochodną nocnego, półnagiego spaceru po zapuszczonym parku / imprezy w podejrzanym towarzystwie, nie ma nic złego ani niebezpiecznego. Mówcie im, wszystkim, że słuszność jest po ich stronie, że „Nie znaczy nie”, że to ubranie, nie zaproszenie, tylko zły świat się na nich nie poznał.

    Już w pierwszym zdaniu pierwszego komentarza wytłumaczyłem, czemu w tym miejscu walczysz z chochołem, ale z pamięcią u Ciebie ostatnio słabo, więc przypominam: Marsz Szmat nie miał na celu propagowania ryzykownych zachowań, tylko walkę ze stereotypem, jakoby wyzywające ubranie było równoznaczne z przyzwoleniem na gwałt. Potem (o czym być może też już zapomniałeś) zwracałem też uwagę, że korelacji między ubraniem a prawdopodobieństwem gwałtu nigdy nie stwierdzono, więc Twój wywód jest nie tylko chochołem, ale też zwyczajną bzdurą i powielaniem stereotypu.

    Na koniec coś do poczytania w święto. Zwłaszcza zakończenie daje do myślenia.

    Polubienie

Dodaj odpowiedź do Anonim Anuluj pisanie odpowiedzi