Kroczek po kroczku realizuję własne GTD. Drugi raz nieoceniony okazał się LinuxMagazine – dawno temu przez tę gazetę złapałem GRAMPSa i całą manię genealogiczną [mocno notabene ostatnio kulejącą, ale to szczegół], a parę dni temu – Thinking Rock. Porównania nie mam, program jest pierwszym, którym się bawię, i kilka wad, o których poniżej mało merytorycznie, ma. Po pierwsze, jest w Javie. Po drugie, autorom nie udało się ustrzec spaczonego dispatchera, w wyniku którego interfejsowi zdarza się gubić focus i cała klawiszologia idzie współżyć [dlatego też pozostaję nieustającym zwolennikiem programów z tekstowym UI]. Ze znalezionych wad to w zasadzie wszystko, przynajmniej na razie.
Do zupełnego a przynajmniej zupełnego w mojej ocenie, wdrożenia GTD u siebie potrzebuję chyba jednak przeczytania ponownie Allena. Na razie, robiąc bieżączkę i biegając za ASAPami, doczytuję w ramach odtrutki drugi tom Pana Lodowego Ogrodu. Idzie mi to topornie, ale nie wynika to z Grzędowicza, tylko raczej z moich klimatów różnych. Potrzebne do GTD listy sporządzam kawałeczkami, perspektywa rzucenia wszystkiego w diabły, by poświęcić parę dni po to, żeby inicjalnie dowiedzieć się, co mam zrobić za dziesięć minut, lekko stresuje. Ale metoda małych kroczków plus bieżące trzymanie ręki na pulsie w opcji Collect Thoughts jakoś wewnętrznie napawa mnie optymizmem. Poza wszystkim bowiem, Myśląca Skała jest bowiem niegłupim notatnikiem, a czegoś takiego w komputerze też potrzebowałem. Demoniczna produktywności, nadchodzę!
Jeśli u Ciebie genealogiczne hobby kuleje to ja mam amputowane obie nogi i nie tylko… 😦
PolubieniePolubienie